Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Gdyby mi Ciebie zabrakło...
jako Izoldzie Tristana
Choć nie. Złe porównanie.
Ta miłość jest zakazana...

Nasza jest wolna i wieczna.

Jak Heathcliffowi Cathy?
Nie. Nie mieli przyszłości...
Ból był im zapisany
we wczesnych latach młodości.

Nam zapisano szczęście.

Gdyby mi Ciebie zabrakło
Czas mógłby zadawać tortury.
Słońce dla mnie by zgasło,
Szyj moją oplotłyby sznury

I szczęście byłoby wieczne.

niedziela, 5 grudnia 2010

Uwielbiam całować Cię czule i w jedno, i drugie oczko...
Ubóstwiam, gdy nazywasz mnie swoją konwalijką i foczką...
Kocham, gdy oplatasz mnie z troską bosko-greckim ramieniem...
I gdy cień Twój łączy się nocą razem z moim cieniem...
Tęsknię już od momentu, gdy szepczesz 'późna godzina'
A w myślach otwieram z Tobą kolejną butelkę wina...
Mięknę, kiedy uśmiechasz się, jak gdybyś coś kombinował...
Drżę, kiedy całujesz gdy proszę, byś jeszcze raz pocałował...
Codziennie o nas rozmyślam i łza wsiąka w plusz mego misia...
I nie ocieram łzy szczęścia. Chcę by tuliła mnie dzisiaj.
A wzrok Twój gdy mnie odwiedzasz w ręku ściskając różę...
I ciepła, kojąca fala, gdy wiem, że zostajesz na dłużej...
Choć jeden dowcip wystarczy, by świat mój się rozpromienił...
To wszystko mi daje pragnienie, byś kiedyś...

wtorek, 12 października 2010

Wpadł przez okno blask różany
Olśniewając Twoje oczy.
Tuli miękko Twe policzki
Plotąc miłych słów warkoczyk.
Każde to różowe słowo
Wdzięczne niczym kropla rosy
Płynie z moich ust czerwieni
Malinowo barwiąc wrzosy.
Gdy mnie teraz brak przy Tobie
Wsłuchaj się w melodię lśnienia
Która różem z nieba płynąc
Nuci wszystkie me pragnienia.
Jak bym chciała ucałować...
Dłonią serce ciąć na ciele...
Słyszeć głosu lekką słodycz
Różem tchniony mój Aniele...

czwartek, 30 września 2010

Jedna kropla krwi - wspomnienie.
Druga kropla krwi - cierpienie.
Trzecia kropla krwi - nienawiść.
Czwartą kroplą krwi jest zawiść.
Piąta kropla krwi - żal czarny.
Szósta kropla krwi - płacz marny.
Siódma płynie ze sztyletu.
Ósma tłumi blask kastetu.
Krew się kończy. Brak sytości
Mimo wyłamanych kości.
Sączy pusta łza spod powiek.
Miałby dosyć każdy człowiek?
Ale nie ma. Żądza każe
Truchło kładać przed ołtarze.
Pośród lśnienia świeczek podłych
W dół kierować swoje modły.
By czeluści głąb piekielnej
Krwi wróciła jej - niewiernej...
...by tortury wszcząć bezczelniej.

poniedziałek, 27 września 2010

Obserwujesz mnie.
Czuję, jak Twój
tępy przeszklony wzrok
lustruje mój umysł.
Irytujesz mnie.
Faliste pukle Twych
prostackich włosów
przyprawiają mnie o mdłości.
Jesteś opętana.
Czy może upośledzona?
Cóże ma znaczyć Twoja ciekawość?
Może to nienawiść i żądza mordu?
Doprowadzasz mnie do obłędu.
I choć robisz to czas dłuższy
choć mnie torturujesz nędznie
choć mnie drażni Twe oblicze
Ego me przerasta furię.
Honor nie pozwala spytać...
Cóż Cię dręczy 'miła pani'?
Cóż sprowadza Cię w me progi?
Gdzie przyczyna Twej obsesji?
A może skrajnej psychozy...
Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Chociaż wiem i pragnę spytać.
I tu moja bezpośredniość,
moja wulgarność nadmierna,
moja skłonność do erupcji wulkanicznych...
Nie znajdą ucieleśnienia.
Nie poddam się prostackiej prowokacji.
Zostawże mój świat malutki.
Zostawże moją Utopię.
Zostawże mój zamek, wieżę.
Mego Księcia z Bajki zostaw.
I jego białego rumaka,
Miecz, zbroję lśniącą i męstwo.
Precz zła zjawo od mych marzeń.
Precz upiorze! Zejdź mi z myśli...
Więcej już mi się nie przyśnij.

wtorek, 31 sierpnia 2010

sen, fizjol. stan funkcjonalny układu nerwowego, przeciwny do stanu czuwania; jego istotą jest czasowy zanik świadomości; występuje u człowieka i zwierząt wyższych w rytmie dobowym, na przemian z czuwaniem; ma podstawowe znaczenie dla regeneracji organizmu, głównie układu nerwowego; regulowany przez mózgowe ośrodki snu i ośrodki wzbudzające.

Bla, bla, bla... notka encyklopedyczna nic nie tłumaczy. A sen to przecież tak ciekawe zjawisko, warte rozbudowanych informacji, że aż wstyd zamieścić coś tak doglebnego w encyklopedii. Nurtuje mnie, czy jesteśmy jakoś w stanie wpływać na to, co przyśni się nam tej nocy? Jeśli tak, jak tego dokonać? Każdy miewa czasem absurdalne sny, a szczęściarze mogą je zapamiętać i budząc się ze śmiechem rano, móc podzielić się idiotycznymi zdarzeniami z innymi osobami. Kocham śnić, gdyż z moją popapraną psychiką wynikają z tego różne ciekawostki. Oto kilka z moich ulubionych:
1. Po budynku mojej szkoły podstawowej gonił mnie olbrzymi tyranozaur (nie mam pojęcia jak się tam zmieścił...)
2. Byłam Harrym Potterem, w Hogwarcie rozszalała się epidemia demonów, które przyjmowały postać żelków miśków Harribo i wstępując w ciała czarodziejów i opanowując ich umysły. Udało mi się cudem uciec z zamku i zamieszkałam na swojej działce. Strasznie się roztyłam, a po kilku latach odwiedzili mnie Ron i Hermiona.
3. W klubie Rotunda jak zawsze wieczór kabaretowy, występ nietypowego kabaretu Braci Kaczyńskich. Świętej pamięci Prezydent RP przedstawiał swój skecz, kiedy widownia poczęła obrzucać go ziemniakami. Zrozpaczony mężczyzna uciekł na korytarz, gdzie wypłakiwał się ochroniarzowi w rękaw, gdy ten klepał go z troską po plecach.
4. Gonili mnie dementorzy przebrani za 9 upiorów z LOTR.
5. Tym razem gonili mnie dementorzy w czystej postaci.
6. Byłam Piotrusiem Panem i latałam sobie z Dzwoneczkiem po lesie w Borach Tucholskich.
7. Po Realu gonił mnie między regałami dziwny, czerwony, wielki Szatan, niezwykle przerażający. Kiedy już mu uciekłam, napadł mnie przy kasztanowcach niedaleko szpitala. Uratował mnie Jacob Black, zamieniony w wilkołaka. Kiedy Jacob wrócił już do ludzkiej postaci, podziękowałam mu z lubością i miziałam się z nim na kanapie przed telewizorem w jego domu.
8. Byłam Edwardem. To chyba wystarczający opis xD
9. Moja dobra koleżanka, której imienia nie mogę ujawnić zakupiła sobie wibrator, który niezwykle często użytkowała.
10. Uciekałam przed gigantycznym, kamiennym potworem, podobnym do Bena z Fantastycznej 4 (tak chyba miał na imię).

Więcej grzechów nie pamiętam ;d Ale skoro potrafią się ludziom śnić takie głupoty i znakomicie się przy tym bawią, nie byłoby świetnie mieć władzę nad tym, co przydarzy się podczas następnego snu?

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kiedy kogoś kochasz... świat nie jest piękny.
Piękny jest, gdy blask słońca przez chmury przenika.
W miłości świat jawi się doskonałością.
Gdy kochasz nie troszczysz się o własny smutek.
Dążysz by zniwelować ból ukochanego.
Jeśli jesteś szczęśliwy kochając
Pragniesz tym szczęściem obdarować innych.
Kochać kogoś... to przewiązać sobie oczy czarną wstęgą
I pozwolić, by kochany prowadził, w Twoim zaufaniu.
By Cię chronił przed tym, czego nie widzisz. Był Twoimi oczyma.
Uwielbiam mrok ten, ginący w jasnowidzeniu.
Kochasz, więc zatrzymujesz na chwilę ruch Ziemi,
By ta chwila szczęścia trwała wiecznie, a czas dał sobą władać.
I prócz miłości nic nie ma już znaczenia.
...łyżeczka cukru, która słodycz nadaje goryczy.
...szczypta soli, która zapewnia trwałość i świeżość.
...ciepło, które rozpuszcza lód zamarzniętej duszy.
...i odrobina chłodu czasem, by nic nie uległo zepsuciu.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

hundredth

Mawia się powszechnie, że ktoś ma 'pecha'. Że bezdusznie towarzyszy mu zła passa. Ale czym właściwie jest ten pech? Czy to znęcająca się nad nami siła wyższa, która z satysfakcją pociąga za sznurki, by sprowadzić na nas nieszczęście za nieszczęściem? Może pech ma swoją postać demona? Złego ducha, który czyha za rogiem, by podsunąć nam kłodę pod nogi, rozwiązać sznurowadła albo wyciągnąć wartościowe przedmioty z kieszeni. Jaby się człowiekowi nie jawił i tak pozostaje, mówiąc kolokwialnie, upierdliwy jak diabli. Mnie osobiście kojarzy się z wrednymi chochlikami. Takie oto chochliki ostatnio bez przerwy mnie prześladują. Wiem, że zawsze byłam podejrzanie 'pechowa', a może zwyczajnie niezdarna, jednak teraz stało się to lekką przesadą. Nie jestem w stanie pohamować niefortunnych zdarzeń roztaczających się wokół mnie i przynoszę tym szkody innym ludziom, który nie są absolutnie niczemu winni. Do tego dochodzą jeszcze moje blond włosy, którymi to inni właśnie tłumaczą pechowe przypadki. Głupia blondynka^^ 'Trzeba jej to wybaczyć'. Otóż nie :D Moje włosy nie maja z tym absolutnie nic wspólnego. A nawet, jeśli mają, nigdy się do tego po dobroci nie przyznam xD Aby przełamać pechową aurę postanowiłam zakupić sobie talizman. Większość pewnie pomyśli, że to kolejny przejaw mojej domniemanej głupoty, jednak większość ludzi posiada 'coś' co uważają za rzecz przynoszącą im szczęście, niekoniecznie nazywając to talizmanem. Nic więc dziwacznego :) Jeśli jest choć cień szansy, że moja psychika wpoi sobie skuteczność takiego przedmiotu, warto spróbować. Czy zadziała? Okaże się. A póki co, proszę o wyrozumiałość w kwestii mojej niezdarności ;D Obiecuję starać się siać mniejsze zniszczenia.
---
Z uwagi na to, że notka jest setną i zwyczajnie nie chce mi się już numerować kolejnych - daję sobie z tym zwyczajem spokój. Albo będę znaczyć je cyframi arabskimi. Zobaczymy.

czwartek, 12 sierpnia 2010

ninety nineth

4 dni w Ojcowskim z miłością mojego życia.
Mam nadzieję, że będzie wspaniale. ?
Nie. Wiem, że będzie wspaniale.
Pozdrawiam ; *

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

ninety eighth

Podobno jestem kobietą. Świadczą o tym różne czynniki... ale dlaczego jako kobieta nie umiem dogadać się i w pełni zrozumieć innych kobiet? Czemu niektóre ich zachowania są dla mnie abstrakcyjne? Przecież powinnam umieć wczuć się w rolę koleżanki, analizować pewne fakty podobnie, interpretować zachowania innych w podobny sposób. A tu, jak to się mówi, zonk. Lepiej rozmawia mi się z płcią przeciwną, dogaduję się z mężczyznami po koleżeńsku bez większych problemów i jestem w stanie lepiej przyswajać informacje o ich nastroju, przyczynach zmartwień... Nawet męskie czarne myśli stają się dla mnie bardziej oczywiste niż damskie. Sama często płaczę, zamartwiam się niepotrzebnymi rzeczami, nadinterpretuję, zwłaszcza, gdy chodzi o moją drugą połówkę. Jednakże takie zachowania trwają u mnie bardzo którko i szybko wracam do codzienności. Czasem tylko po dłuższym okresie roniąc łzy nad cieniem przeszłości... Dlaczego mam takie trudności z empatią w kierunku kobiet? To daje mi do zrozumienia, że potrafię być osobą nieczułą, niewrażliwą na cierpienie innych pań. Przykre i przed chwilą doprowadziło mnie do łez przez pewną zaistniałą sytuację. Są dni, kiedy potrafię oddać całe swoje szczęście dla innej osoby, ofiarować cały swój wolny czas, dać się zalać wszystkimi pesymistycznymi myślami drugiej drugiego człowieka, odbierać wszelkie mroczne, a nawet i samobójcze sentencje, które zazwyczaj mnie również prowadzą w dół... i siedzieć z człowiekiem w tym dole. Tylko, że nie jestem w stanie w żaden sposób mu pomóc, ba, jestem w tym utwierdzana... jaki więc sens ma siedzenie w tym dole? Czasem już po prostu nie potrafię współczuć, nie daję rady żałować. To właśnie wpędza mnie w poczucie winy i daje obraz mnie jako osoby bezdusznej. A przecież jestem wrażliwa... Czyżbym uodporniła się na niektóre informacje? Może na problemy niektórych osób. Na dłuższą metę człowiek przyzwyczaja się do różnych bodźców i coraz słabiej je odczuwa. Tak jak z gorącą wodą w kąpieli. Chwila szoku termicznego, ból, potem ból słabszy, aż w końcu przyjemne ciepło. Tylko czy to uodpornienie jest czymś tak złym? Niezrozumiałym?
Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie. Czy ja również potrafię tak długo płakać nad swoimi problemami innym, żeby odebrać ludziom wszystkie pozytywne myśli i sprawić, by czuli się winni za to, że są szczęśliwi? Niektórzy kojarzą mi się z Dementorami...

sobota, 24 lipca 2010

ninety seventh

Blondwłosa niewiasto, na ile się cenisz?
-(bez chwili namysłu) bezcennam, o pani.
A zalety swej duszy, jakie mi wymienisz?
-Większym blaskiem świetlę niż ci zaniedbani.
A z urody, to do kogo zdajesz się podobna?
-Nie będę się równać z innem ludzkiem życiem.

Myślisz, próżne dziewczę, żeś jest tak nadobna?
-Nie myślę, że jestem. Wiem to i precz z kryciem.
I wiesz też, że los ślepy sprzyja ci i lubi?
-Mój świat lśni jak z bajki na koniu słodki książę.
Nie pusz się. Ta pewność siebie kiedyś cię zagubi.
Nie puszę. Znam swoją wartość. Wiem, do czego dążę.

niedziela, 18 lipca 2010

ninety sixth

Z ciemności
lśniące ostrze
wbija się w moje źrenice
Blask potężny
jak znikąd
zaślepia mi Jego oblicze
ułamek sekundy
pozwala bym
się dała przekonać demonom
zawładnął mną
opętał
już'm przez'ń jest zniewoloną
poddaję się
pragnę
bo wiem że opór mój na nic
Mój Władco
Władco Błyskawic
Kocham Cię, Mistrzu, bez granic

sobota, 17 lipca 2010

ninety fifth

Mów do mnie.
-Nad naszymi głowami wdzięczy się paź królowej.
Nie. Rozmawiaj ze mną.
-Czy widzisz, jak skrzą się jego zwiewne skrzydła?
Dobrze, więc mów, co czujesz.
-Czuję jak krople deszczu wilżą mi właśnie włosy.
Nie. Mów, co czujesz wewnątrz.
-Wewnątrz czuję, jak gardło pustynnie doskwiera.
Może więc ugasisz pragnienie?
-Nie. Przetrwam suszę. Piach nie znów taki straszny.
A może jednak? Widzę, że trzeba.
-Każesz mi mówić, to mówię - nie rani.
Proszę, zrób to.
-Zrozum. Nie problem. Jak chcesz, sama się napij.
Dobrze więc. Rozumiem.
(odchodzi w pokorze)
-Czekaj. Może jednak ugaszę palącą suszę.
(głusza)
-Może jednak ugaszę...
(tupot małych stóp)
-Może ugaszę.
Przyszłam. Pij więc. Z troską ci wodę podaję...
-Iść już możesz. Nie trzymam. Dziękuję, idź, niewiasto.
Nie mogę. Już odejść nie dane.
(milczy więc.)

czwartek, 15 lipca 2010

ninety fourth

W ciemnym kącie
szary kurz
-opierzony Anioł Stróż.
Strzegąc ducha swego domu
nie zawadza dziś nikomu...
Ścieląc puchem
podłóg, drzwi
Grzeje
w co chłodniejsze dni.
Nie przeszkadza
małej Zuzi,
która dzień w dzień
z nim się budzi,
tuląc go każdego dnia
Szarą Miękkość blisko ma...
Strzeż jej, puszku,
Dobry Duszku.
Pogłaszcz czule ją
po brzuszku.
Zuzia wdzięczna,
zakochana
w kurzu, co ją
chroni z rana
mruży ku nim
słodkie oczy,
nie usłysząc,
że ktoś kroczy...
Drzwi uchyla dłoń
Z dzianiny,
Zbliża się
do otuliny
I bezdusznym ruchem wzdłuż
ściera srebrny, miękki kurz...
Nie przeszkadzał,
Aż do chwili,
gdy bestialsko go zniszczyli.
Nie płacz, Zuziu
Za trzy dni
Nowy kurz
pościelę Ci...

ninety third

Z ręką na twym sercu
Z krwią na moich wargach
Z szaleństwem w źrenicach
Z grzechem na mych barkach...

Czuję twoje tętno
Z opętaniem duszy
Dzierżąc ludzkie życie
Co się w dłoniach kruszy

W ramię wbijam zęby
Wszak w szyję banalnie
Już nie jestem w stanie
Myśleć racjonalnie.

Twoje siły słabną
Krążąc w moim ciele
I ostatni oddech
Oddajesz, aniele.

Z ręką na twym sercu
Aczle już nie bije
Słodki pocałunek
Składam ci na szyję...

poniedziałek, 12 lipca 2010

ninety second

Zastanawia mnie ostatnio, jak wielką cenę zapłacić trzeba za odzyskanie czyjegoś zaufania... Co skłonić może urażoną osobę, by na powrót przyjęła nas pod swoje skrzydła. Właściwie, ludzką rzeczą jest wybaczać i przy odpowiednim nastawieniu człowiek jest w stanie rzucić w niepamięć nawet najgorsze przewinienie. Jednak wydaje mi się, że łatwiej jest wybaczyć jedną, dużą krzywdę, niż drobne, ale powtarzane systematycznie winy. Z tym, że wina nigdy nie leży po jednej stronie. Jeśli ktoś przez długi czas pozwala sobie na określone zachowania ze strony innego człowieka, osoba ta może w ogóle nie zdawać sobie sprawy z krzywdy, jaką wyrządza tudzież ze swojego irytującego zachowania. Takie odwlekanie wyjaśnienia pewnych kwestii może prowadzić do sporych, nawet nieodwracalnych konfliktów. Po długim okresie sprawy się przedawniają i wtedy już niestosownym jest wypominanie i obarczanie za nie winą, dlatego właśnie należy załatwiać je na bieżąco. Kiedy każde denerwujące nas zachowanie ze strony drugiej osoby zostanie ujawnione odrazu, nic by się nie kumulowało. Jest jeszcze kwestia tego, co zrobić, jeśli osoba, na którą się 'obrażamy' nie zdaje sobie w pełni sprawy z popełnionych przewinień? Albo wypiera te przewinienia, usprawiedliwiając się wciąż faktem, że druga strona też nie jest idealna... Skoro obydwie osoby nie są w stanie przyznać się do swoich błędów bez wytykania ich sobie na wzajem, do niczego nie dojdą. Pierwszym krokiem musi być niestety zaakceptowanie swojej winy w konflikcie, dopiero później można wyjaśniać kłótnię, zaproponować kompromis i próbować odbudować zniszczoną relację. Najtrudniej jest przyznać się i powiedzieć 'przepraszam' z pełną świadomością swojego błędu. Do tego potrzebna jest szczera rozmowa, prowadzona spokojnie i bez krzyków, które nie rozładowują, a potęgują negatywne emocje.
Prawda jest taka, że ludzie muszą nauczyć się ze sobą rozmawiać, bo to wcale nie przychodzi z taką łatwością i bez wysiłku. Trzeba czasem wykazać się empatią ze swojej strony i umiejętnością akceptacji faktu, iż człowiek to tylko człowiek i zdarza mu się ohydne błędy popełniać. Jeśli jednak żałuje i jest wstanie dokonać naprawy swojego upierdliwego charakteru, czemu nie mamy przebaczyć i dać drugiej szansy? Do tego jednak potrzeba motywacji...
Dodatkowa myśl? -Zaakceptuj siebie, dopiero wtedy będziesz w stanie zaakceptować innych. To samo tyczy się kochania. Bez pokochania siebie, nie ma możliwości obdarzania innych szczerą miłością.

--> notka dedykowana.

czwartek, 17 czerwca 2010

ninety first

Mogłabym zaśpiewać z hołdem dla gór polskich.
Mogę snuć ballady o głębinach morskich...
I zalewać słowy wdzięcząc się do Litwy,
Chwalić nad niebiosa mewy i rybitwy...
Nie sprawi kłopotu sławienie rzek, lasów,
Tafli jeziora Gopło czy upływu czasu...
Ale tego nie chcę. Lepsze są tematy.
Choćby obłok puszystej, cukierkowej waty...
Mahoń czekolady topiącej się w ustach
I łzy, kiedy paczka po żelkach jest pusta...
Albo jeden uśmiech męski i szelmowski.
Każdy z tych drobiazgów jest mi cudem boskim...

środa, 2 czerwca 2010

ninetieth

Jedno muśnięcie Twoich warg mnie zniewala.
Jedno wciąż szeptane słowo nie pozwala

Odejść od objęć i ust Twych, dobry boże...
Tonę w blasku piwnych oczu, mój Amorze.

Kocham oddech, który na mej skórze płonie.
Kocham, kiedy moja dłoń w Twych włosach tonie.

Twój głos mnie upaja niczym słodkie wino,
Gdy czule nazywasz mnie swoją dziewczyną.

I mruczę 'dziękuję' za moc cierpliwości,
Gdy się zbyt zatracam w falę subtelności...

With love, avec amour, z miłością dla Ciebie
By Ci wyznać, że jest mi z Tobą jak w niebie.

czwartek, 27 maja 2010

eighty nineth

Myślisz, Baby, że wystarczysz
By wypełnić światłem noc.
I że, kiedy zimno wokół
Ciepły będziesz niczym koc.
Myślisz Baby, że Tyś jeden
Lekiem jest na cały ból.
Myślę, Baby, że masz rację.
Chodź tu i się we mnie wtul...
...
TYm Gubisz RYmy Subtelnie
I Emocje MÓJ rozsądek kradną !

niedziela, 23 maja 2010

eighty eighth

Przyszły ciemności i zbyt mroczno pani.
I niczego w ciemnościach pani nie widzi?
A tam w kącie świeca zaszyła się cicho
I prosi do siebie, uprasza w gości.
Dobądź dzieweczko iskrę złocistą
Pochyl dłoń nade mną i ogrzej płomieniem
Odwdzięczę się, rozświetlę mroczności.
Chwyciła pani iskrę i oddała świecy.

I błysnął płomień, zaiskrzył się jaśnie
Zamigotał w chwil kilka i zawisł w powietrzu.
Tem się wdzięczyć począł ognisty jegomość
Obraca się, chyli i kłania, i powrót.
Jak pięknie pan tańczy, płomieniu zaklęty.
A pani spogląda jakby magią związana
Skrzy tak się pył magicznie ziskrzony
I tak bawi panią płomienistym warkoczem

Jakby mąż żywy otula jej kwitnące dłonie
Ogrzewa myśli, rumieńce na policzku pali
I szeptem kuszącym uszy jej płomieni
A pani uśmiech swój z zadumą łamie.
Spowiada się świecy dziewczę zapatrzone
Swój wzrok w ekstazie jak księgę otwiera.
I ostatnią kroplę wosku świeca już ulewa
Gaśnie płomień, a pani kumrokowi wraca...

sobota, 15 maja 2010

eighty seventh

Napisz mi, kocham
Chmur biały kłębek, który przez niebo pomyka
Powiedz mi, wielbię
Blasku lśniący cytryn, co przez te chmury przenika
Szepnij mi, podziwiam
Turmalinowy dywan, na który blask ten spogląda
Zamrucz mi, ufam
Konwalii, co z turmalinu dzwoneczniem bielistym wygląda
Zaśpiewaj mi, tulę
Twoje rączki, które dzwoneczki białe po cichu pieszczą
Wykrzycz mi, dziękuję
Że mogę swoją rączką twoją opleść tak na wieczność.

eighty sixth

Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa mać
i nic więcej nie dodam
bo szkoda.

wtorek, 27 kwietnia 2010

eighty fifth

Nienawidzę Twoich oczu, które tlą się ogniem piekła.
Nienawidzę barwy głosu, która growlem mnie urzekła.
Nienawidzę Twej próżności, która z moją się pokrywa.
Nienawidzę Twego śmiechu, co w półdźwięku się urywa.

Nie chcę zrywać cierni z krzewu, które ranią moje dłonie.
Nie chcę patrzeć jak się rodzisz, gdy w tle moja dusza płonie.
Nie chcę słyszeć słów zabójczych, arszenikiem zabarwionych.
Nie chcę czytać zjaw emocji diablim gestem uwieńczonych.

Pragnę zdławić ten niepokój, który tchnąłeś w moje serce.
Pragnę zniszczyć tę namiętność, która pali białe wieńce.
Pragnę pamięć pchnąć w niemapięć, co by dała spokój duszy.
Pragnę sprzedać żal po Tobie, by mieć pewność, że nie wzruszy.

Chociaż nadal tkwię w agonii.
Chociaż ginę w morskiej toni.
Chociaż nadal romantycznie...
Chociaż ginę nielirycznie.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

eighty fourth 'Lament poety niespełnionego'

Bądźże mi natchnieniem, mocarny Nurcie Rzeczny.
Uderz wodnym biczem myśli me zhańbione!
Niech grzmot fal Twych potężnych będzie mi symfonią.
By się podmiot liryczny dziśdzień czuł bezpieczny.

I zaklinam Cię Słońce - ognisty czarny dziurze,
Co troski moje wchłaniasz z krwi osobliwością.
Usłysz wrzask mój z wnętrza. Wzywam Twe oblicze
Byś mi tym świecił w życiu, jako nań zasłużę.

Trawy! Kwiaty! Krzewy! Bądżcie dla mnie muzą.
Tchnijcie we mnie, Niebiosa, błękit ukojenia.
A Ty, Drzewcu, ukryj mnie cieniem przed 'nimi',
Co śmiercią mnie gonią, bo się lepsi budzą.

I mnie, niewieszczowi, poecie niewypełnionemu!
Oddaj, Zeusie, piorun, moc swoją najświętszą,
Bym zagrzmiała jak Fala, zalśniła niby Słońce
I ogniem oddała posłuże światu niewiernemu.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

eighty third

Zdecydowanie zbyt wiele myśli
bije się we mnie w ciągu jednej chwili.
Od nadmiaru pytań, tych bez odpowiedzi
szum niemiłosierny zmysł wzroku przyćmiewa.
...
Nawet struna szarpnięta tak nieumiejętnie
Słodyczy melodią staje się wśród larum.
Szum, choć wezwaniem jest w bój marny ,
w którym poległabym, w afekcie walcząc,
Odbiera mi przebiegle wszystek mej czujności.
Gdzie się podziewają prozaiczne myśli?
...
Żadnej głębi, patosu czy górnolotności...
Bo wiek już wymaga, bo wśród ludzi z wyżyn
nie przystoi nie zastanawiać się nad egzystencją.
A zbyt wiele już majestatu w tak małej osobie.

Bom nie Werter, nie Hamlet ni Kordian z pewnością.
Choć "Być albo nie być" samo się rozważa,
Samo mknie do głowy, jakby instynktownie.
I to wszystko tak wielce jest skomplikowane.
Tak górnolotne, że wzlatuje ponad możliwości.

I jedno pozostaje wciąż niejasne zdanie...
Myśleć czy nie myśleć? Oto jest pytanie.

niedziela, 18 kwietnia 2010

eighty second

A owszem, mnie bardzo niepokoi zjawisko, które roztacza się nad naszymi głowami od kilku dni. Sunie po niebie niczym biblijny 'Anioł Śmierci', szerząc wokół siebie pokłady zła i wszechogarniającego mroku. Tak, tak, mam na myśli diabelskie wyziewy, wydobywające się z krateru Eyjafjoell na Islandii, które przemierzają świat pod postacią czarnego obłoczka. Uważam, że sprawa jest bagatelizowana, a władze za nic sobie mają zdrowie ludu. Fakt, chmurka wygląda jak stado puszystych, hebanowych owieczek, które beztrosko skaczą ponad warstwą cumulusów, jednakże nie powinno się ignorować zniszczeń, jakich może dokonać to urocze stado. Smutne, że naukowcy sami nie wiedzą, jakie konsekwencje nieść może wdychanie opadającego pyłu wulkanicznego! Zastanawiam się, dlaczego nie wzbudziło to tak wielkiej paniki, jak pustosząca narody świńska grypa, którą na szczęście opanowano, wprowadzając moc niezbędnych szczepionek. Bez tej interwencji wszyscy byśmy już wyginęli. Uważam, że powinno się wprowadzić obowiązkowe szczepionki na wszelkie urazy, jakie mogą spowodować opadające pyły. Ponadto młodzież winna być kształcona w tymże kierunku, na wypadek pojawienia się szalejącej chmury pyłu w ich mieszkaniu czy szkole. I tu dochodzimy do najważniejszego punktu. Należy zawiesić lekcje we wszystkich szkołach, bo nadmierny wysiłek może powodować zmniejszenie czujności i odporności organizmu u dzieci, które nieświadomie oddychać będą powietrzem, przepełnionym kwasem siarkowym i solnym. Na ulicach warto wprowadzić białe maseczki ochronne, które zapobiegną pochłanianiu przez nas trucizny ! Podstępne obłoczki czyhają tylko na nasz brak rozwagi i zapobiegliwości. Osobiście zauważam delikatne powiązanie między moją alergią na pyłki i wyziewami Eyjafjoell. Z pewnością jest to alergia na pyłki wulkaniczne, gdyż uporczywe kichanie i towarzyszące temu łzawienie oczu pojawiło się właśnie wtedy, gdy zaobserwowano sunącą przez Polskę chmurę.

"Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) jest zdania, że Europejczycy powinni "starać się pozostawać w domach", jeśli pył wulkaniczny znad Islandii zacznie opadać na ziemię. Rzecznik WHO David Epstein przyznał, że organizacja nie wie, jakie są konkretne zagrożenia zdrowotne, powodowane przez chmurę pyłu wulkanicznego" głosi wirtualna polska.

Zatem starajny się pozostawać w domach! A tak serio, to Polska leży na takim życiowym zadupiu, że nawet pył wulkaniczny nie chciałby tu zawitać z premedytacją i ominie nasze ziemie szerokim łukiem :P Jaką satysfakcję przyniosłoby osławionej chmurze pyłu panoszenie się? ^^
Ostatnimi czasy bardzo spodobał mi się tekst, jaki usłyszałam w telewizji:
"Polska stanęła nad przepaścią! Ale ostatnio zrobili my krok na przód!" (taka mała dygresja ;p)

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

eighty first

Jeśli jutro powiesz mi,
czemu niebo się jarzy błękitem,
a czerwień skrzy się przed świtem,
Nie uwierzę Ci.

Jeśli mi wspomnisz za dwa dni,
że moje włosy pieści słońca promień,
że w moim sercu tli się żywy płomień,
Nie. Nie uwierzę Ci.

A jeśli głos Twój śpi
I przesuniesz ustami po mej skroni,
Poczuję Twą dłoń na mej dłoni,
Zapłaczę,
przebaczę
I zatrzasnę drzwi
(na Twoich palcach).

piątek, 9 kwietnia 2010

eightieth

Przez tak długi czas właściwie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakiego szukam w życiu mężczyzny. Kto jest moim ideałem. Nie chodzi mi o wygląd - wysoki, długowłosy, o głębokim, niczym otchłań piekielna spojrzeniu... Myślę o postrzeganiu przezeń świata. Chciałabym widzieć w mężczyżnie tragizm, psychomachię, a jednocześnie niebywałą wrażliwość na otaczający go świat. Widzieć go szlochającego nad pięknem nocy, rozprawiającego nad sensem istnienia, czasem zdolnego ponieść się emocjom i namiętnością. Romantycznego, szarmanckiego arystokratę, który poszukuje swojego 'Ja'. Przez lata usiłowałam dostosować się przy wyborze partnerów do wymogów pospolitej ludzkości. Brałam przykład z dziewcząt, kobiet, które mnie otaczały, bojąc się, że postać tragiczna, jaka pojawiła się w moich myślach na skutek zaznajamiania się z rice'owym wampiryzmem czy bólem egzystencji Hrabiego Vlada, nie istnieje, nie ma racji bytu. Ale wierzę, że gdzieś czeka mój upragniony arystokrata, zakochany ponad wszystko, z głęboko skomplikowaną psychiką i dojrzałością. Czy tej dojrzałości wampiry uczyły się na przestrzeni wieków, przez swą nieśmiertelność? Jak widać, nie, patrząc na usposobienie Lestata. Dojrzałości w mężczyźnie nie czyni wiek, a jego doświadczenie życiowe i tragedie, jakie go dotknęły. Jako nieokiełznany wrażliwiec, zawsze ciągnęło mnie w filmach i książkach do żądnych zemsty w imię miłości, skrzywdzonych mężczyzn. Upiór, Vlad, Heathcliff czy choćby tak prosta postać, jak Jacob Black. Do tych, którzy nie potrafią się odnaleźć w podarowanym im życiu, jak Louis czy wreszcie uwodziciele, jak de Valmont, Lestat, a nawet i wspomniany Vlad Dracula, którzy sami wiedzą, co im się należy i bezwzględnie po to sięgają.
Wiem, że gdzieś jest mężczyzna, który posiada ukrytą w sobie choć część tych cech.

wtorek, 6 kwietnia 2010

seventy nineth

Zakochany bez pamięci, Wietrze,
Mój 'Młodziku Wieczny',
co z tą samą zwiewną pasją
mierzysz świata szkliste łany,
jako'ś w dawnych wiekach...
Ty, co wśród tysiąca róż
w różanym krzewie
Jedną masz wybrankę, krwistą,
Której czerwień ćmiewa wszystek.
Co dzień wtulasz się
i głaszczesz czerwone jej lico,
Jakgdybyś pierwszy raz
W ogrodzie ją spotkał,
Jakgdybyś nie pamiętał,
co dzień jej piękno przeżywasz.
Wdychasz jej słodki zapach,
upajasz się tańcem...
Bo tańczy za każdym razem,
Gdy uwodzisz ją,
powabny kochanku o duszy romantyka.
Romansem jest jeden twój powiew.

sobota, 3 kwietnia 2010

seventy eighth

Sposób oddziaływania muzyki na moją psychikę jest nieco zastanawiający. Wielu ludzi słucha jej, by uprzyjemnić sobie czas. W moim przypadku jednak każdy rodzaj muzyki wpływa na mnie w konkretny sposób. Słuchając metalu czuję się absolutem, a każdy powinien zejść mi z drogi. Nastraja mnie do wszystkiego bardzo agresywnie i z wyższością. Poezja śpiewana działa inaczej. Moja dusza mięknie, a ja dla każdego potrafię być miła i czarująca, potrafię uśmiechać się przez następne dwie godziny. Muzyka klasyczna daje efekt patosu. Mój nastrój jest wzniosły i poważny. Rock w stylu Aerosmith wyzwala we mnie niebywałą pewność siebie i świetny humor. Moja dusza się wtedy w pewnym sensie 'lansuje' i czuje dowartościowana. Można by jeszcze wspomnieć o muzyce tzw. babskiej, jak The Cardigans, Alexz Johnson, Paramore... ona jednak daje podobny efekt, co poezja, tyle, że jestem wtedy bardziej dziewczęca i wdzięczna.

...+ wesołych świąt Wam wszystkim i Czarnemu Panu :)

--------------------------
I nadal zastanawiam się, czy przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa...?
---
]:*

poniedziałek, 29 marca 2010

seventy seventh

Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły
I szumią kleszcze za borem.
Czy mnie tam czeka mój Filon miły
Pod umówionym jaworem?

Nie będę nawet warkocza plotła,
Włosów też nie umyję.
Może, gdy będę wyglądać jak miotła,
Kleszcz w dupę mnie nie upije.

A tam mój tęskni, tęskni kochany,
Pod tym jaworem siadnął,
I czeka bezmyślnie chłop porąbany,
By mu na łeb kleszcz spadnął.

Wszystkie to takie tępe chłopiny,
Ja, pani, znosić to muszę...
I niesę mu kosza, w koszu maliny
I ten kwiecisty wianuszek.

Prowadź mię teraz, miłości śmiała!
Gdybyś mi skrzydła przypięła,
To bym Filona raz przeleciała
I za nowego się wzięła...

Oto już jawor... słyszę te kleszcze
I inne robactwo, co pełza.
-Filon gdzie jesteś? Nie ma go jeszcze!
A ja tu zdradzona, we łzach.

Pewno po drodze w złe drzewo skręcił,
Do swojej innej bogini.
Jak wcześniej mnie tak kusił i nęcił
Teraz se z inną to czyni.

Pewnie jej mówi: "Pięknaś, waćpanno!"
Zaraz go wykastruję.
Jak ty mnie, ja cię zdradzę w zamianno!
Na jawor się zwinnie wdrapuję...

I widzę! Krzyczę z korony drzewa!
"Filon, Ty łajzo bezmózga!"
"Co? Siadłem se" -pod innym jaworem ziewa.
Na łbie ląduje mu rózga.

"Nie pod tym jaworemśmy się zmówili!"
"Nie doszłem. Nie z mojej winy"
"Już się nie tłumacz... szkoda mi chwili."
Westchnęłam i dałam maliny.

Tak leżeliśmy, pod złym jaworem,
Bo Filon się zmęczył w drodze.
A niech go kleszcze zeżrą wieczorem.
Jakoś się z tym pogodzę.

sobota, 27 marca 2010

seventy sixth

Ostatnimi czasy zastanawia mnie kila spraw, które właściwie pozostają mi niewyjaśnione. Mianowicie...
.Dlaczego pseudomuzycy, kreując nowy teledysk, zamieszczają w nim, jako główny element, półnagie panie? I z tą nagością posuwają się coraz dalej. Czy aby wideoklip mógł się przebić na rynku 'muzycznym' musi zawierać elementy (teraz już) pornograficzne? Włączam telewizor, a tam, nie dość, że nie mogę nazwać tego muzyką, to jeszcze po ekranie latają mi gołe dupy. Nikt prócz mnie nie czuje się aby skrępowany oglądaniem takich idiotyzmów? Gdyby w telewizji kablowej czy satelitarnej był dostępny choć jeden program tylko i wyłącznie z muzyką, który emitowałby piosenki niszowe, wyższej klasy, to z pewnością miałby wielu zwolenników i nie tylko ja byłabym zainteresowana. Ale kogo obchodzi zapotrzebowanie kulturalne ludzi na poziomie... Teraz głównymi odbiorcami mają być ludzie tępi, którzy chłoną takie ideały 'kobiecości' i gołodupości jak gąbka. I dziwić się, jak ubiera się dzisiejsza młodzież, dzieci 12, 14, 16-letnie... Kwintesencja kiczu i doglebności. Wszystkie te tandetne i kiczowate zespoły nadrabiają zapewne wybrakowanie muzyczne strojem, a raczej jego brakiem. Na czymś przecież muszą zarabiać. Nie mam talentu? Śpiewam z playbacku? Mogę jedynie zdjąć gacie i zamachać silikonowymi pośladkami przed kamerą... A wtedy taka cipa nie przebija się niczym na rynku, bo jest taka, jak wszystkie inne cipy. Nic nowego... A zespoły używające prawdziwych instrumentów, niedoszlifowane diamenty, z niebywałym talentem nie mają szansy zaistnienia.
Coś tu jest chyba nie tak jak powinno, prawda?

wtorek, 23 marca 2010

seventy fifth

"Mamo, gdzie mój warkoczyk,
Ten, co zaplotłaś dziś z rana?"
-Jest środek nocy, dziecko.
poranek ci jeszcze nie nastał.
"I nie będzie już mego warkocza?"
-Będzie, być może, jak skończę.
"A ile ci zajmie kończenie?
Minutę, sekundę, dzień może?"
-Być może. Być może, dziecko,
Lecz daj mi się skupić na rzeczy.
"Ale zapleciesz go z rana?
Jak tylko słonko poświeci?"
-Tak dziecko. Jak słońce wzejdzie,
Być może, bo nie wiem, czy skończę.
"A gdy tak kończyć będziesz,
Pomyślisz o warkoczyku?"
-Możliwe, dziecko. Być może.
Mam teraz ważniejszą sprawę,
Co czekać nie może zwłoki.
Zajęte mam myśli niezmiernie.
"Mówisz, że spleciesz rano...
A jeśli ranka nie będzie?
Czy wtedy nie będzie warkocza?
Czy kończyć będziesz do rana...?
-Być może, dziecko. Daj spokój.
Skupienia mi trzeba przy pracy.
"A skoro środek jest nocy,
Może poczytasz mi, mamo?
Zmęczenie powieczki mi skleja,
Ale gdy zamknę, nie zasnę.
Głos twój - aloes kojący.
Czemu tak na mnie nie patrzysz?"
-Wpierw warkocz, czytanie teraz.
Nie widzisz, że matka zajęta?
Że pracy ma od cholery?
Idź spać. Ja skończę. Być może.

czwartek, 18 marca 2010

seventy fourth

Widać w roku taki moment,
Jedna chwila, po niej cień,
Co się jawi deszczem komet,
Dając nocy złudny dzień.
Granat się błękitem zalśni,
Świat się dzieje niby w baśni.
Miłoszowa porcelana
Znów istotna, znów kochana.
Ptaki dźwięczą swą piosenkę,
Delikatny sunie wiatr.
Ja, trzymając cię za rękę,
Spaceruję stokiem Tatr.
Tak bym chciała zdobyć siłę,
Co przedłuży wdzięczną chwilę.
Wiem. Przeminie. Dobrze wiem.
Niech więc będzie Carpe Diem.

wtorek, 9 marca 2010

seventy third

Czekam, tak niewzruszenie...
Na cień blasku słońca, na wiatru tchnienie.
Na blady świt, chociaż szronny,
Gdyż zasłodzi mrok nieba różem ciepłym, wonnym,
Bo pachnącym wiosennie.
I na to czekać będę cierpliwie i wiernie.
Bez cienia zwątpienia,
Tonąca w złudzeniach,
Mdlejąca z pragnienia,
Śniąca bez wytchnienia.
I Ty, to Ty, Ty właśnie,
Wzrok podniesiesz i szepniesz, kiedy słońce zgaśnie,
Że kłamię, że widzisz po mnie,
Bo wzrusza mnie czekanie na Cię nieprzytomnie.
Tyś słońca promieniem,
Tyś jest wiatru tchnieniem,
Tyś świtem różanym,
Tyś mym ukochanym.

poniedziałek, 8 marca 2010

seventy second

Wszystkim Kobietom, które nie dostały dziś życzeń z jakichkolwiek przyczyn -

Wszystkim Paniom, które dostały dziś życzenia z serii 'kopiuj + wklej' -

Wszystkim Damom, które otrzymały dziś moc życzeń od grona uprzejmych panów -

Każdej Madame, Mademoiselle, która dzień ten traktuje jak każdy inny -

-życzę Wam, abyście kochały siebie takimi, jakimi jesteście, nie interesowały się opinią publiczną, byście były tak wyjątkowe, jakimi można Was oglądać na co dzień i miały świadomość, że jesteście kimś wielkim, niezależnie od cudzego zdania. Do tego, abyście nie przejmowały się takimi głupimi świętami, jeśli sprawiają Wam dyskomfort.

niedziela, 28 lutego 2010

seventy first

C'est moi. Nocnym jestem stworem,
Co wybudza się po zmierzchu.
Jam jest tym, co przed wieczorem,
Czując księżyc już na wierzchu,
Budzi w sobie ciemne moce,
Aby z martwych godzin powstać.
Niosąc śmierć, przemierzam noce,
Ludzką przybierając postać,
Choć nadludzką siłą władam.
Śnię oczyma otwartemi,
Życiu zaś powieki składam.
-Sen pokłada mnie do ziemi.
-Życiem włada Ja liryczne,
Tak się dzieje, jak je piszę.
Sen, barwiony ironicznie,
Martwą wemń zasiewa ciszę.
Ze snu co noc się wybudzę,
Żeby poczuć się bezpiecznie,
By, gdy trudem snu się znudzę,
Żyć w ciemnościach nocnych wiecznie.
Gdyby życiem jawił sen się,
Gdyby koszmar w sen się zmienił,
Może bym nie żyła we śnie,
Może w dzień bym wyszła z cieni...

poniedziałek, 22 lutego 2010

seventyth

Postanowiłam, że muszę znaleźć jakieś sensowne ujście dla całej mojej negatywnej energii. Tyle osób, zdarzeń, rzeczy mnie prowokuje do irytacji, że nie jestem w stanie się hamować :/. Wiadomo, że każda cierpliwość ma granice, a ja, chociaż jestem cierpliwa bardzo, to także wybuchowa. Tak, niestabilna emocjonalnie, jak większość kobiet, tylko podejrzewam, że one potrafią odetchnąć kilka razy i uspokoić się w krótkim czasie. U mnie taki stan opętania trwa stosunkowo długo, choć czasami chwilowo się maskuje, by znowu dać się sprowokować i wydostać. Pisanie nie zawsze wystarcza, malowanie mogłoby grozić wyrzuceniem sztalugi przez okno. Mieszkając w bloku, nie da się nawet wydobyć z siebie dźwięków, których nikt raczej wolałby z moich ust nie słyszeć. Czasem przydałaby mi się kabina dźwiękoszczelna, miękko obita, w której mogłabym się rzucać na wszystkie strony i wykrzykiwać niecenzuralne słowa, bez obaw, że ktoś mnie za to zbeszta. Może box? Samoobrona? Taniec? Może po prostu osoby, które tak uwielbiają mnie denerwować, dałyby sobie spokój na pewien czas i pozwoliłyby mi odetchnąć nieskażonym nienawiścią powietrzem? Najczęściej tylko głośne 'kurwa' załatwiłoby chwilowe wzburzenie. Najgorsze, nie mieć wpływu na źródło zdenerwowania. Gdy osoba irytująca jest poza naszym zasięgiem, nie ma możliwości złamania jej karku, pobicia, obrażenia czy zignorowania ku własnej satysfakcji.
Tak bardzo chciałabym mieć w pokoju pianino, na które mogłabym przelać wszystkie swoje troski... Jedna melodia, druga, trzecia... i negatywna energia wnika w klawiaturę, wydając z siebie kojące dźwięki.
Nienawidzę nienawidzić, wkurwia mnie nagminne wkurwianie się, jestem bezradna wobec swej bezradności, a irytujący mnie ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mnie irytują... i ranią.

piątek, 19 lutego 2010

sixty nineth

Gdybym miała do wyboru...
Iść przez życie bez honoru
Albo ludzi mijać bokiem,
Darząc wszystkich zgórnym wzrokiem...
Chyba honor bym oddała,
Podłóg okiem ocierała,
Co by człowiek z nizin boskich
mógł uniżać mnie bez troski...
Cóż poradzę, że nad wszystko
Cenię sobie towarzystwo...?
Alem cham i Panią z lokiem
Minę wzgardą, przejdę bokiem.
Władcę Lustra, 'altruistę',
Minę, wręcz z pogardy czystej,
No, a 'Boga w długim włosiu',
Rzucę na pożarcie łosiu,
Mijać nawet go nie zdzierżę.
Tyle z uniżenia wierszem.

_____________
-------------

A Jaśniepana, który raczy innych słowem o mojej osobie, proszę... by raczył dalej. Wszak zasłużyli...

poniedziałek, 15 lutego 2010

sixty eighth (haiku)

Miłości kwiecie
Rozkwieć mi się wiosennie.
Nostalgio! Zamilcz.

niedziela, 14 lutego 2010

niedziela, 7 lutego 2010

sixty sixth

Pożegnaj. Zamknij swe oczy.
Zatańczysz z Diabłem tej nocy.
Zapiszesz myślą na ścianie,
Co z twej jasności zostanie.

I żegna. I oczy zamyka.
Niepokój i bojaźń umyka.
Diabelski mrok ją owłada,
Tem, wieniec z włosów jej spada.

Złóż się piekielnym mocom,
Co do cię przybyły nocą.
Zaklinam cię, Diable bez twarzy,
Co tak o wieńcu jej marzy:

-Ognistym okryj ją płaszczem,
Niech ją po tłowiu głaszcze.
Piekielno subtelnym zaklęciem
Zabij w niej dawne dziecięcie.

I wieniec z jej włosów usycha.
Ona szatańską woń wdycha,
By Diabłu zaprzedać duszę.
-Dlaczego?-spytasz; -Bo muszę.

sobota, 6 lutego 2010

sixty fifth

"Zacznę pisać kolejny rozdział", bo taki właśnie rozpoczyna się w moim życiu. Nie sądziłam, że to tak proste, wystarczyło tylko zamknąć jedną kwestię. Może dwie... zmierzyć się ze strachem. Tak... bo to własnego strachu bałam się najbardziej. Strachu, że coś może się zmienić i nie podołam temu. A chodziło jedynie o stawienie czoła temu, co sprawia ból. Jak ręką odjął, ból zniknął, wraz z nim żal, smutek, agonia, częste wybuchy złości i nadmiar stresu, przeradzający się w paranoję. Jeden dzień, właściwie jeden wieczór, a jeszcze tyle przede mną nowych dni, wieczorów, bez zbędnych, dławiących mnie wspomnień. Irracjonalnych wspomnień. Odkryłam, że potrafię pogodzić się ze zmianami, a to, co sprawiało mi ból było właściwie urojeniem, bym nie miała uczucia pustki. Wolałam czuć coś, cokolwiek, choćby miało być to negatywne i tak wpływać na moją psychikę. Przepełnia mnie tak niezwykła i niezmierna radość, że sprostałam swoim dziwnym problemom emocjonalnym. Jeden gest ku mnie spowodował, że wszystko to rozprysło się, jakoby bańka mydlana. Zdjęło ze mnie cały ciężar... czuję się tak lekko... zwiewnie. Przyjemnie. Znów mogę malować, pisać, rozmawiać i uczyć się na błędach :) Ta jedna noc była dla mnie jak Katharsis. I pragnę pamiętać ją do końca życia.

Życie jest cudowne, moi kochani ! I zaczęła się nowa era...

środa, 3 lutego 2010

sixty fourth

Zemsty krwawy, słodki smak
Obezwładnił ciebie tak,
Że cię ślepi zawiść własna,
Co współczucia wszystek zgasła.
Truje serce własny jad.
Gdy uśmiercasz, wtedyś rad,
Choć radości w tobie mało.
Zmarła dusza, Zmarłe ciało.
Choć ziem martwą stopą gładzisz,
Dóbr doczesnych wiel gromadzisz.
Trumną Słońca gasisz blask,
Gdy poranka słyszysz wrzask.
Jedno, co ci pozostało,
Marnić to, co życie dało.
Jedne zwłoki gnasz drugimi,
Krwi zlewając lśniącem kłymi.
Ludzkiem grasz, jak talią kart,
Mój Lestacie de Lioncourt.
Choć wampira czujesz zew,
Ludzka w tobie drze się krew.
Łańcuch bólu znasz, jak człek,
Cóżeś setny przetrwał wiek...

sobota, 30 stycznia 2010

sixty third

Zastanawiam się od jakiegoś czasu, co właściwie tworzy 'dobry związek'. Czy w ogóle taki istnieje? Nie da się przecież wybudować takich relacji, żeby nie dochodziło do żadnych głębszych sporów. Ale na jakich fundamentach powinno się postawić miłość, żeby przetrwała długie lata, aż do śmierci? Przyjaźń...? Bo przecież znają się bardzo dobrze i wiedzą, czego się po sobie spodziewać. Czasem jednak okazuje się, że ludzie, którzy jawią się jako najlepsi przyjaciele, niekoniecznie są w stanie podołać miłości i związek się rozpada. Tym samym rozpada się przyjaźń, bo do poprzednich relacji wrócić się nie da.
Przypadkowa znajomość? Tu nie wiedzą o sobie absolutnie nic. Mogą budować od początku, bez obaw o przeszłość i poprzednie romanse, o których wiedziałby przyjaciel. Nie ma takiej sytuacji, że wie się o drugim wszystko, odkrywa się wciąż nowe cechy i nie ma takiego prawdopodobieństwa, że zbyt prędko wkradnie się zdradliwa rutyna... Z drugiej strony, można po jakimś czasie znaleźć najbardziej irytującą cechę charakteru, nawyki w towarzyszu. Tu można podjąć walkę, albo szukać dalej wody w innej studni.
A jeśli się już znajdzie tę osobę, to czy powinno się jej bezgranicznie ufać? Przecież nie ma żadnej pewności, że druga strona nie zabawia się naszym kosztem. Jednak przy drobnej ostrożności słychać już burzliwe oskarżenia "Ty mi w ogóle nie ufasz!" I czy kochać, znaczy ufać? Czy kochając, jesteśmy zobowiązani obdarzać zaufaniem, a zaufanie jest oznaką uczucia? Przy braku tego zaufania zaczynamy być podejrzliwi, co przerodzi się wkrótce w obsesję. Pełne zaufanie może, zamiast korzyści, przynieść ogromne straty emocjonalne. Nieodwracalne szkody...
Musi istnieć jakiś złoty środek... Tylko gdzie on jest?

czwartek, 28 stycznia 2010

sixty second

To cos, co ciagnie mnie w dol,
za chwile unosi w obloki,
ku siodmemu niebu,
by za chwile zrzucic w otchlan
i zdlawic zarodki szczescia,
wnet wzbic w morze sklepienia...
niestabilnosc emocjonalna.
Tak ciazy...
Tak niszczy...
I tak odstrasza.
I czare goryczy przelewa.

..................................
I ta niezwykla nieprzewidywalnosc.

wtorek, 26 stycznia 2010

sixty first

A swiatlo gasnie,
Zaslona mglistej nocy,
Cien winien sie jawic.
A ginie we mgle.
Tanczy.
Bawi sie.
Ucieka.
Kpi
Pojawia sie na chwil kilka
I zanika,
By cieniem zablysnac.
I cisza.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

sixtyth

*
*
*
10 dni w Czechach.
10 mroźnych dni...
A ja
'Boję się braku Twego cienia' ...

fifty nineth

Świat wciąż pełen bóstw i bogów...
Gdzie tu mówić o postępie?
Starsza pani w pokój progu
Modlitw sweter cicho przędzie,
Co uchronić ma od złego.
I łask pęczek zesłać w życie.
Brnie do Domu znów Bożego,
Gdzie ksiądz datki liczy skrycie.
-Klęczy pani, tak pokornie,
Pieśnią pańską świątyń racząc,
Grzech wyznaje, tak wytwornie.
Łza mi cieknie, ciepłem znacząc.
Wśród dewocji wszelkiej maści
I obłudy z ust kościelnych
Boże słowo tkwi w przepaści
Na rzecz hipokryzji wiernych
Co zmuszeni kogoś winić
Za porażki swe bezmierne
By Bóg plagi mógł swe czynić
I odkupić ludy cierniem.
Grzechu żeśmy winni sami,
Wy debile, koprofadzy.
Plagi są konsekwencjami.
My - choć kryci, żeśmy nadzy.
My idioci ślepej wiary.
Wciąż myślimy, dźwięcząc w tacy
Że skupimy za swe dary
Lata ciężkiej, grzesznej pracy.

wtorek, 12 stycznia 2010

fifty eighth

Ty, bezkręgi klechów sługo,
Co mnie wprawiasz o wymioty
I Ty, próżny lustra władco,
Wraz z tym, co go zowię Cioty,
I ten co swe ścieżki życia
Tyczy pod kąt carskiej mapy,
Obok tego, co mgłą żyje,
Mienia mając wszystk ochłapy,

Marsz pod mury, nim wyliczę.
Wtem zestrzelę wam oblicze
Byście w krwi tonęli długo.
Znacząc wdzięcznie limfy strugą.
I giń w bólu drugi z pierwszym,
Byście mi nie psuli wierszy.
I giń w mąkach trzeci z czwartym,
Tępym, nędznym, odchód wartym.
I Ty, piąty, precz Szatanie,
Niech cię chłoną krwi otchłanie.

czwartek, 7 stycznia 2010

fifty seventh

Spływa deszczyk po murawie,
szepcząc-miło być na trawie.
Ku ziem wnętrzu krótszą drogą
kople szkliste spływać mogą.
Chociaż cudnie na pastwisku,
skąpać blask we wrzosowisku
albo w zbożu pływać złotem.
Można wrócić tam spowrotem.
Można znaleźć inne łany,
gdzie kraj dziki, choć zadbany.
Ale gdzież tam? W jakim celu?
Mi wszak nie trza w życie wielu.
Przenieś duszę mą stęsknioną
na ojczyzny miłej łono,
Tu są wszystkie łąki, pola,
zielna miedza dookola.-
Szeptał deszczyk, świadom zguby,
Nie o Litwie. O kim? ...Luby ^^

środa, 6 stycznia 2010

fifty sixth

Czymże strasznym jest rok, dwa?
Ponoć wiek, to stan umysłu...
Czy z dystansem się powinno
Patrzać na różnicę lat?
Nie jest przecież tak widoczna.
Nagim okiem wręcz zanikła.
Zatem jaki sens jest martwić
O coś, czego przecie brak?
Moja dusza wstecz rok, dwa
Winna mieścić się na osi...
Mogę cofnąć się o trzy,
Jeśli to przyniesie korzyść.
Nie widź we mnie desperacji.
To nie ona topi kły.
To coś bardziej jak wpojenie,
Co w zmierzchowych wilkołakach,
Jak błysk z nieba w sekund ćwierć
Serce truje, każąc czcić.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

fifty fifth

Ślad zaginął w śnieżnym pyle,
W wietrze się rozwiały chwile.
Wyciągnięty sztylet z lodu
Pchnęłam w piersi źródła chłodu.
Nie ma mroku w smudze cienia,
Łzawy kryształ w proch się zmienia.
Ja o jednym teraz marzę,
Cożby cofnąć bieg wydarzeń
I nie myśleć o zaszłości,
Węźle ślepej powinności
I o słowach tak subtelnych
Żywcem z ambon świąt niedzielnych.
Już się słów nie muszę bać,
By rzec z dumą 'kurwa mać'.
Idź Szatanie, odejdź precz,
Bo Cię miażdży własna rzecz.
Siedź we własnym areale,
W egocentrum, w swym banale
Boś Ty starzec z szkiełkiem, okiem,
z racją krzywą. Złym prorokiem,
Co mnie wróży pusty świat,
W którym magii, czarów brak.
Ja powierzę w własne ego.
Bo "Fantazja" jest od tego...
By się bawić na całego.
Jak w piosence z dzieckich dni,
Coż się śmiechem dziecka tli.
Tak uroczym...
Tak pociesznym...
Tak rozkosznym...
Tak bajecznym...
...jak nie Ty.

niedziela, 3 stycznia 2010

fifty fourth

Giń parszywa, niecna maro!
Zdychaj zwłoku, bez pamięci.
Zakop zarys swej postaci,
Niechaj się rozkłada trup.
Niech postawią na nim słup.
Tudzież tor! By gość z pociągu
mógł z kabinki w kres wagonu
na ten tor zostawić strawę,
co nawozieć bedzie trawę.
Tudzież ciernie! By zły zwłok
Się nie ruszył z ziem o krok.
A ten piesek co przechodły
obok toru, za potrzebą,
By dokonał urynancji
I zamoczył pod nim zwłok.
Żeby wokół trup-rutyny
Zapanował wieczny mrok.
Oto cię zaklinam, trupie!
Że cię chcę mieć gdzieśtam w ziemi.