Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

sobota, 18 października 2014

W pustej przestrzeni maluję punkt.
W przestrzeni, która jest moim płótnem.
Odrywam pędzel, podnoszę dłoń
I kolejnym truję się punktem.

Jeden za drugim czarnym lśnią matem,
Każdy kolejny mnie dławi.
Są jak pająki, co przędą nić lepką
I każdy łzy mnie pozbawi.

Lecz cóż to? Pająki znów są punktami.
Są jak w dziecięcym obrazku,
Co punkty należy połączyć w całość.
Łączysz i czekasz oklasków.

Bo łączą się one w jednolity obraz,
co od początku do końca,
szczelnie zamknięty jest linią słów.
Wejdź, a nie znajdziesz już słońca.

I w tym jest haczyk. Linia zamknięta.
Przekroczyć jej nie jest mi dane.
I choćbym starań włożyła stu,
Obrazem tym już się nie stanę.

Ja jestem jedna, ich - nieskończenie.
Me ciało w punkt się nie zmienia.
I chociaż wokół pełno ich pływa,
Samotność jest nie do zniesienia.