Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

poniedziałek, 22 lutego 2010

seventyth

Postanowiłam, że muszę znaleźć jakieś sensowne ujście dla całej mojej negatywnej energii. Tyle osób, zdarzeń, rzeczy mnie prowokuje do irytacji, że nie jestem w stanie się hamować :/. Wiadomo, że każda cierpliwość ma granice, a ja, chociaż jestem cierpliwa bardzo, to także wybuchowa. Tak, niestabilna emocjonalnie, jak większość kobiet, tylko podejrzewam, że one potrafią odetchnąć kilka razy i uspokoić się w krótkim czasie. U mnie taki stan opętania trwa stosunkowo długo, choć czasami chwilowo się maskuje, by znowu dać się sprowokować i wydostać. Pisanie nie zawsze wystarcza, malowanie mogłoby grozić wyrzuceniem sztalugi przez okno. Mieszkając w bloku, nie da się nawet wydobyć z siebie dźwięków, których nikt raczej wolałby z moich ust nie słyszeć. Czasem przydałaby mi się kabina dźwiękoszczelna, miękko obita, w której mogłabym się rzucać na wszystkie strony i wykrzykiwać niecenzuralne słowa, bez obaw, że ktoś mnie za to zbeszta. Może box? Samoobrona? Taniec? Może po prostu osoby, które tak uwielbiają mnie denerwować, dałyby sobie spokój na pewien czas i pozwoliłyby mi odetchnąć nieskażonym nienawiścią powietrzem? Najczęściej tylko głośne 'kurwa' załatwiłoby chwilowe wzburzenie. Najgorsze, nie mieć wpływu na źródło zdenerwowania. Gdy osoba irytująca jest poza naszym zasięgiem, nie ma możliwości złamania jej karku, pobicia, obrażenia czy zignorowania ku własnej satysfakcji.
Tak bardzo chciałabym mieć w pokoju pianino, na które mogłabym przelać wszystkie swoje troski... Jedna melodia, druga, trzecia... i negatywna energia wnika w klawiaturę, wydając z siebie kojące dźwięki.
Nienawidzę nienawidzić, wkurwia mnie nagminne wkurwianie się, jestem bezradna wobec swej bezradności, a irytujący mnie ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mnie irytują... i ranią.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

nie poddawaj się!