Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

sobota, 24 listopada 2012

Dziwisz się.
Dziwisz się, że nie ma mnie w Twoim życiu.
Że znikam i nie mówię, kiedy wrócę.
Że na wszystkie pytania odpowiadam 'nie wiem.'
Że jesteś jakby poza moim światem.
Dziwi Cię, że nie rozmawiam z Tobą,
lecz gdy opowiadam...
Twój wzrok umyka w powietrze, a słowo milczy.
Mówisz o tym, co muszę.
Mówisz, czego nie mogę.
Mówisz, gdy źle coś robię i gdy nie robię niczego.
Lecz nie widzisz, gdy się staram.
Nie myślisz może, że czasem...
...po prostu płaczę, bo czuję się niedoskonała?
Bo czuję, że odsuwasz się ode mnie?
Że nie zapraszasz do siebie?
Że ignorujesz mój smutek
lub reagujesz agresją?
Nie jestem otwarta na wszystko.
Nie przyjdę z problemem do Ciebie.
Nie spytam, czy mnie rozumiesz, bo wiem,
że nie odpowiesz jak trzeba.
Wejdź czasem przez moje drzwi.
Nie zawsze są przecież zamknięte.
Czy czasem się czuję zazdrosna?
Że się otwierasz na innych,
a mnie na uboczu zostawiasz...
Wiem, że nie spytasz. Tak myślę...

niedziela, 14 października 2012

Foko, Foko, Foko...
Pokaż swoje dumne oko.
Ku słońcu unieś wąs lśniący
I głosem subtelnie drżącym
Zaśpiewaj mi foczą piosenkę.
Wzruszona - wyciągnę rękę,
Zapłaczę nad Twoim pięknem,
Pyzowatością i wdziękiem.
Przypełznij do mnie po piasku.
Gdy morza gładź jaśni o brzasku,
Prezentuj swe szare uroki
-piękniejsza niż wszystkie foki.
Foko, Foko, Foko...
Zadrzyj swój pyszczek wysoko!
By każda istota widziała,
jak jesteś doskonała.

poniedziałek, 8 października 2012

Wiesz, jak to jest...
Iść drogą, szukać czegoś, czego jeszcze nie znasz?
Czego nie zgubiłeś, lecz pragniesz odnaleźć?
Rozglądać się w każdym kierunku...
Przed siebie, w prawo, w lewo i pod nogi,
By przypadkiem tego nie zadeptać...
Nawoływać, to cicho, to desperackim krzykiem,
Słać listy gończe, właściwie nie znając rysopisu...
Redagować ogłoszenia "Zaginęło!
Znalezione słać pod wskazany adres:
Pusty wachlarz zainteresowań"...

Wiesz, jak to jest...
Czuć pustkę? Gdy biel wachlarza,
Który kiedyś odziany był we wszystkie kolory tęczy,
Męczy wyblakłym obliczem?
Gdy chcesz zatonąć w którejś z barw,
lecz czujesz tylko cienkie ostrze pustej kartki,
która, zamiast zapełniać się pasją,
zacina skórę, odbierając entuzjazm i siłę?
Ja wciąż szukam tej rzeczy... Wciąż patrzę pod nogi,
Po drodze znajdując patyczki po lodach.
Nie podnoszę...
Bo wylizana pasja jest gorsza niż jej brak.
A tak, jestem wciąż poszukiwaczem.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Smutne, galeriane Szczęście,
które każdy łukiem mija,
tkwisz samotne pośród płócien.
Ramy Twoje kurz spowija.

Ja wiem, czemuś takie smutne...
Nikt dziś szczęścia nie dostrzeże.
Choć się starasz dać im wiarę,
nikt tej wiary nie zabierze.

Kto nać spojrzy, myślą płonie
żeś jest smutku alegorią
mimo blasku i radości,
że się skrywasz z melancholią.

Nie masz w sobie krzty rozpaczy,
Jednak dusza Twoja płacze.
Bo choć "Szczęście" nosisz tytuł
Człowiek szczęścia nie zobacze.
Czy związek dwojga ludzi
Jest zapałką?
Zapałką, która w jednej chwili
Zalewa nas swoim blaskiem,
pojawia się spektakularnie,
sycząc całemu światu głośne:
"Ej, Wy! Ja płonę!".
I płonie krótko,
lecz intensywnie,
Skrząc się na wszystką stronę,
by lśnić niby czyste Słońce?
Jednak jej blask nie trwa długo.
Gdy chyli się ku zachodowi,
brutalnie kąsa nas w palce.
I rzucamy zapałkę w panice,
by się dotkliwiej nie sparzyć
i spłonąć.
Czy więc związek jest właśnie zapałką?
A może jest jak kadzidełko?
Co od początku
nie jarzy się świetlistym płomieniem,
a delikatną iskrą i przygasa...
Przygasa, lecz nie gaśnie.
Po cichu podąża swym torem,
niosąc ze sobą woń lekką,
tak lekką, że dusi przechodniów.
I nikt nie szepcze o dymie,
bo nikt z siebie ni szeptu nie wyda.
A iskra... powoli płynie,
bezszelestnie, ale cieszy się sama sobą,
sama dla siebie,
nie na pokaz.
Nie olśniewając każdego.
Drogą niemal bez końca,
a gdy już finału jest bliska...
Przycicha niezauważalnie.
Dogasa w spokoju i ciszy,
z radością tuląc powieki.
Szczęśliwa, będąc szczęśliwą...
do końca. Do ostatniego westchnienia.
Więc może związek jest jak kadzidełko?
I przez myśl mi właśnie przeszło,
że na nic takie kadzidło,
jeśli nie ma zapałki - impulsu,
który natchnie iskrą żarzącą się dyskrecję,
płynącą swą ciszą po cichu..

piątek, 1 czerwca 2012

Jesteś motylem.
Tak barwnym, że przyćmiewasz
blask tęczy po słonecznym deszczu.
Lotnym.

Nigdy zbyt długo nie jesteś
w jednym miejscu.
Nie czekasz, aż zdmuchnie Cię wiatr,
bo podeń dążysz nieustannie,

Nie szukając spoczynku.
Jesteś motylem...
I czasem nie mogę Cię dogonić.
Lecisz tak szybko i swym torem.

Jesteś motylem tak delikatnym,
boję się, że przypadkowo Cię uszkodzę.
Że urwę Ci nóżkę i już się nie wzniesiesz.

Zamknęłabym Cię w słoiku, zrobiła w nim dziurki
i patrzyła na Ciebie codziennie, jak się próbujesz wydostać.
Pewnie w końcu byś umarł...
Dlatego nigdy tego nie zrobię.

Leć pod swój wiatr,
Zdumiewaj barwami
I zachwycaj lekkością.

Bo... Jesteś Motylem.

Okropna niespójność. Wybaczcie...

Właśnie naszła mnie pewna myśl... Mówi się o tym w różnych kontekstach, ale nadal nie mogę uwierzyć, że to prawda. Czy można się przyzwyczaić do czegoś, co się kocha tak bardzo, że pomimo znacznego uszkodzenia, wad nie zauważa się, kiedy ta rzecz staje się elementem codzienności? Przedmioty są rzeczą materialną i posiadanie któregoś konkretnego nie powinno ingerować w nasze życie lub stać się jego częścią... bo to tylko głupia rzecz. Człowiek ją zrobił i człowiek może ją zniszczyć. Co sprawia, że na przedmioty przelewamy swoje uczucia? Może to takie przedmioty, które wiążą się z jakimiś sytuacjami, relacjami, z konkretnymi osobami? Jedne darzymy większym uczuciem inne mniejszym. Wolisz stracić dobrą koleżankę niż ulubiony sweter z dziurą wyżartą przez mole, który zrobiła na drutach twoja babcia?
Mam taką bluzkę. Na ramiączkach, ze ślicznym różowym żółwiem. Nosiłam ją, kiedy byłam mała. Obecnie dałaby radę ujść jedynie za biustonosz niż za bluzkę, ale nigdy jej nie wyrzucę. Kocham tę bluzeczkę. Dostałam ją kiedyś od mamy i nosiłam ją kiedy tylko mogłam. Dlaczego jestem do niej tak przywiązana? Nie noszę jej od dawna, ale wciąż budzi we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa, których nie oddam za nic w świecie.
Mam też pierścień. Z Władcy Pierścieni... Jest ze mną... od liceum, więc stosunkowo długo, ok 5 lat. Miałam obsesję noszenia go dzień w dzień i nie mając go na palcu czułam się zaniepokojona, przygnębiona, naga. Trwało to dość długo... ale dziś noszę go tylko, kiedy zakładam komplet biżuterii. Z domu nie wyjdę tylko bez obrączki, ale pierścień...? Gdybym go zgubiła, pomartwiłabym się chwilę, popłakała może 5 minut. Ale czym się różni od bluzeczki? Drugiej takiej nie znajdę nigdzie na świecie. To moja bluzka, od kogoś, kto był ze mną od chwili narodzin (a nawet i wcześniej) i jest zawsze, kiedy tego potrzebuję. Są na niej ślady użytkowania, jest rozciągnięta, a żółw już odrobinę się sprał, ale jest moja. I nikt na świecie nie ma takiej samej. Pierścień może mieć każdy kto kupi go w odpowiednim czasie na tej samej aukcji :)
 Dlaczego jeszcze można się tak łatwo przywiązać do czegoś, co nie żyje? Może to idiotyczne, ale...
Kiedy czuję się samotna, siedzę sama w ciemnym pokoju, zamknięta w czterech ścianach liczę, że ktoś zaraz sobie o mnie przypomni, lubię być otoczona przez swoje ulubione przedmioty. Przez pluszową fokę, Misia z różową czapką zamiast jednego uszka, troszkę zniszczoną już mechanicznie bransoletkę... Te rzeczy kocham tak bardzo, ponieważ wiążą się z kimś tak ważnym, że gdy diabeł przykryje je ogonem potrafię przerzucić cały dom. Dosłownie cały, żeby tylko je odnaleźć. A skoro już wspomniałam o tym Kimś Ważnym... Może odbiega to od całości tematu, od notki, ale chciałabym, żeby wiedział, że jest dla mnie najważniejszy. Czasem nasze zdania się nie pokrywają, czasem rozumujemy nieco inaczej, nie zawsze potrafimy zaakceptować niektóre sytuacje... Pamiętamy o wszystkim, o tych przyjemnych momentach i tych które Nas ranią, ale powiedziałam już raz coś, co chciałabym powtórzyć każdemu. Człowieka nie ocenia się na podstawie tego, co zrobił w życiu źle, bo upadek zdarza się każdemu, ale po tym, co robi dobrego, ponieważ to nie każdy potrafi. Te prawdziwie cudowne chwile są znacznie rzadsze niż te neutralne czy niemiłe, dlatego musimy nauczyć się pamiętać szczególnie je, te najprzyjemniejsze. I te nieprzyjemności zawsze się zdarzają, choćby nie wiem jak się starać. Są częścią dnia, a nawet i tłem. Lecz w ciągu jednego, całkowicie do ciemnej dupy dnia pojawiają się cenne dary, drobiazgi, które trzeba wyłapywać i na nich budować światopogląd. A my... tych przecudnych chwil mamy razem tak wiele, że za każdym razem, gdy mówię, że Cię kocham kręci mi się w oku łezka szczęścia, dzięki której czuję, że to wszystko dzieje się naprawdę.
O niektórych jednak rzeczach nie mogę już słuchać...
 I do kobiety, która swoje okropne wady przykrywa drobnymi niedoskonałościami faceta i hiperbolizując je  obwinia o rozpad związku... I do faceta, który nie może strawić niektórych zachowań swojej kobiety samemu będąc dalekim od ideału... I do żonki, która oskarża męża o zdradę na każdym kroku z powodu swoich niebotycznych kompleksów... I do mężusia, który po pysznym obiedzie przygotowanym przez żonę uważa, że ona już nic mu nie ofiarowuje... Zajrzyjcie wgłąb siebie i zastanówcie się, czego właściwie sami chcecie, a później zacznijcie oczekiwać od świata.

niedziela, 6 maja 2012


Nie umiem rysować dłoni i stóp. Czemu...?

sobota, 21 kwietnia 2012

Ratuj mnie
Stoję na krawędzi przepaści
Ratuj mnie
Chylę się ku upadkowi
I skoczę
Wystarczy jeden krok
Ratuj mnie
Stoję i nie wiem co zrobić
Wiem, skoczę
Ale może mnie powstrzymasz?
Tak, zrób to
Ratuj mnie
Skaczę.
Nie wierzysz.
I słusznie...
Który idiota przyznałby się, że skoczy 
zanim skoczy?
Tylko ten,
który nie skoczy.
Ale ja skaczę
Ratuj mnie.
Spraw, żebym nie skoczyła.

I sprawiasz. Strzelasz do mnie
bym nie musiała skakać.
Oszczędzasz mi wysiłku.
Ratujesz mnie.
A ja podnoszę się
Z kałuży krwi
Strząsam jej malinowe resztki
I już nie drę tego pyska
Znad przepaści...
gdzie stałam, patrząc z rozpaczą na podłogę ze skraju dywanu.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Maska

To lubię -
śmiać się i patrzeć jak inni śmieją się ze mną.
rozmyślać, bo daje mi to szansę się oderwać.
spacery w słońcu i ciepłym deszczu.
pocałunki na pożegnanie i na powitanie.
słodką woń radosnego poranka.
I płacz, który pozwala czasem oczyszczać duszę.
Tego nie lubię -
deszczu i wiatru na mojej skórze.
hipokryzji i dwulicowości.
pożegnań bez powitania.
herbaty bez cukru i czekolady bez słomki.
ciężkiego powietrza w deszczowy poranek.
I płaczu, który czasem za mocno obciąża duszę.


Wiersz nawiązujący do starego, ale świetnego moim zdaniem filmu - Maska. Polecam. Przypomnijmy sobie te starsze dzieła zanim zaczniemy chwalić nowe.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Postanowiłam zacząć znów rysować.

I oto efekt dzisiejszej pracy.


Z dedykacją dla mojego Mężczyzny ;*

sobota, 7 kwietnia 2012

Wesołych Świąt !

Cytrynowa babeczka wielkanocna.

piątek, 6 kwietnia 2012

Niesmak.

Idę spać
I obudźcie mnie w świecie,
w którym Matka Madzi zaginie w mediach,
w którym znajdzie się praca
dla studenta - poziom exp 1,
w którym pedofilom uschną penisy,
w którym żule przestaną pić i opalać się na chodniku,
w którym ludzie zaczną być nieco wyżej intelektualnie.
Cholera...
no to będę spać wiecznie.

Czekam na pocałunek Księcia.

czwartek, 29 marca 2012


Brak słów
Brak czynów
Brak myśli ...?
Nie. Tych
jest ostatnio
aż nadto
i niekoniecznie
na temat.

Brak motywacji
Brak pozytywnych
wibracji
Brak narracji
Brak aspiracji
Owacji.

Jest za to
wiatr, co winien
popychać do przodu,
miast cofać i wstrzymać.
Jest słońce,
co oświecać ma umysł,
a ślepi, na złość,
tak jakby.
A księżyc?
Ten, co miał wskazać

drogę w nocy głębinach?
Skrył się ze wstydu
Na niebie
Za chmur tłumem
nadmiernym.

Jest też mała iskierka
ambicji.
Ledwo wygląda spod gruzu.
Maleńka,
Wystraszona
i niepewna siebie.
Pomóż wykrzesać z niej płomień
tak wielki,
Że spali wiatr, słońce i księżyc.
Spali wszystkich, co
pragną ją stłumić.
Księżycowa noc nie zgasi
jej blasku.
Słońce nie przelśni
jej lśnienia.
A wiatr nie zdmuchnie jej
jakby świecę.
Pomóż wykrzesać z niej płomień,
który ogrzeje i Ciebie.

piątek, 16 marca 2012

Powitawszy wiosnę z otwartymi ramionami zmieniłam szablon na nieco bardziej pogodny i pełen ekspresji. Oto kolor wiosennych komarów. A tak, właśnie tak. Bo i 3 komary już mi dziś dane było przyuważyć. Krwiopijców czyhających na chwilę mej nieuwagi, by niepostrzeżenie przebić się swym aparatem gębowym kłująco-ssącym przez warstwę mojej cienkiej skóry. I o ile do wampirów mam jeszcze odrobinę sympatii, gdyż kojarzą mi się z namiętnością i erotyzmem, to w komarach nic seksownego nie widzę. Właściwie, to chyba dobrze.
A jakże, owady to nie jedyny objaw nadchodzącej wiosenki. Poczęły pojawiać się także osobniki płci żeńskiej, które ochoczo i z pasją pragną zademonstrować walory swojego ciała (zgrabnego bądź nie) przywdziewając swój strój godowy, zwany przeze mnie 'paskiem na biodra'. Pasek ten, jak stwierdzam (po latach obserwacji i wnikliwych badań) ma za zadanie powstrzymywać pośladki, by te przedwcześnie nie rozeszły się na boki, co uznaję za ciekawy wynalazek dzisiejszej młodzieży. Z uwagi na rosnącą temperaturę, do łask wróciły także nieśmiertelne getry. Getry noszone zamiast spodni, czasem także zastępujące nawet bieliznę. Znakiem charakterystycznym "panien w getrach" jest uwidocznione, wręcz uwypuklone 'kopyto wielbłąda', znajdujące się pomiędzy dolnymi kończynami u szczytu ud. To także wydawało mi się zawsze interesującym zjawiskiem. Co ma na celu takowy zabieg? Czy ma jakieś podłoże ewolucyjne? Otóż odpowiedź znalazłam również całkiem niedawno, choć jest ona póki co w fazie hipotezy. Otóż 'kopyto wielbłąda' utworzone z warstwy getrowego materiału osadzającego się pomiędzy wargami większymi ww. panien na celu ma zapobieganie zrastaniu się waginy w przerwach, kiedy nie jest ona akurat używana. Jednak czy tyczy się to także materiału zbierającego się kurczowo między pośladkami?
Początek wiosny. Właściwie jeszcze się kalendarzowo nie rozpoczęła. Dlatego nie odnalazłam w przyrodzie jeszcze wszystkich oznak jej nadejścia. Ale cierpliwości. Z radością oczekuję przydomowych, ławkowych imprez, które cały sezon odbywać się raczą pod moim blokiem, uniemożliwiając zaśnięcie. Pozdrawiam serdecznie gimnazjalną i licealną młodzież, przygotowującą się do nocnych wycieczek pod oknami, które nie mogą się odbyć bez kilkakrotnego przyznawania się do swojej profesji, uświadamiającego całe osiedle.

...Mimo to cieszę się, że puściły już mrozy...

niedziela, 8 stycznia 2012

-Czy ty jesteś normalna? - Spytała jedna z tych nieistotnych dla mnie osób, egzystujących na świecie bez najmniejszego sensu.
Normalna? - O jakże uwielbiam ten wyszukany zwrot pełen przeładowanych nienawiścią i niezrozumieniem ubliżeń. - A czym jest norma? Standardem? Czymś z góry narzuconym? Normą jest, że każdy z nas jest człowiekiem. Poniekąd, gdyż kiedy rozglądam się wokół, słyszę o tym, co dzieje się nawet w najbliższym kręgu znajomych, i w tę prawdę zaczynam powątpiewać. Ale przypuśćmy. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Jednak każdy z nas jest inny. Jakie cechy można więc śmiało zaliczyć do zbioru tych, które określać nam dane mianem normalnych? Dla kompozytora normą będzie wrażliwość na dźwięki. Dla mordercy – pragnienie ujrzenia ludzkich wnętrzności poza ich właściwym miejscem pobytu. Dla naukowca – głód wiedzy. Jaki więc sens ma klasyfikacja do grup 'normalny' – 'nienormalny'?
-Więc nie jesteś normalna. Normalny człowiek bez namysłu przyznałby się, że jest normalny i nie zastanawiałby się nad sensem swojej czy cudzej normalności.
-I podążałby, utartymi już przez resztę 'normalnych', ścieżkami, które zawierają swoje narzucone normy. – Bezpieczne, by zanadto się nie wychylać, by inni nie widzieli, że z ogólnie przyjętej normy również można się wyłamać. Tak właśnie robią ludzie. Dopasowują się. Ograniczają swoje wizje do myśli i żaden nie śni nawet, żeby obrócić je w czyn. To jest problem człowieka, nie robi tego, na co ma prawdziwą ochotę. Ludzie wymyślają prawa pisane, kodeksy... Tego nie wolno, tamtego tym bardziej, zrobienie tego będzie odchyleniem od normy. Im więcej zasad, tym częściej stają się one de facto niesprawiedliwe, wykluczają same siebie, krzywdzą osobę już poszkodowaną. A gdyby tak wyznać w życiu jedną zasadę? Oko za oko?
Drażni mnie zakazywanie rzeczy, które nikogo nie krzywdzą, nie pozostawiają żadnego uszczerbku na zdrowiu innego człowieka. A jednak się ich zabrania. Tylko, że każdy z nas ma mózg, każdy potrafi myśleć samodzielnie, ci zaś, którzy nie potrafią, są pod opieką osób z tą właśnie zdolnością. Więc czemu zakazywać? Czy to nie Bóg dał człowiekowi wolną wolę? Czy takie narzucone zasady nie są przypadkiem wbrew Bogu? Mamy przecież 10 przykazań. I są one zapewne wskazówkami, które sugerują nam, co wyrządza szkodę innemu człowiekowi. Nie są zakazami/nakazami, gdyż wykluczałoby się to właśnie z wolną wolą. Człowiek, który musi poddać się zakazowi – jest automatycznie zniewolony. Reasumując, dla ogółu społeczeństwa – staje się osobą normalną, nie odbiegającą od wytyczonych zasad.
Dla mnie normalna jest nienormalność. Przynajmniej powinna być. Indywidualizm, własne poglądy, odrębność. Coś, co pozwala pokazać światu, jacy jesteśmy. Nawet nie chodzi o demonstrowanie siebie. Mam ochotę owinąć się folią spożywczą i ruszyć do marketu po paczkę truskawkowych prezerwatyw? Oczywiście, nikt tego na trzeźwo nie zrobi. Ale jeśli mam ochotę, to zrobić. Dlaczego nie zrobię? Ponieważ boję się ludzi 'normalnych'. Boję się słów, oznak zgorszenia, szeptów za plecami i wytykania palcem. Ale przecież to tylko słowa. To tylko ludzie, którzy nic dla ciebie nie znaczą. Gdyby któreś z nich umarło, nie miałoby to na ciebie wpływu. Ale ma to, o czym mówią? Dlaczego całe życie przejmować się tym, czy kiedy zrobię coś dla innych nietypowego, zostanę wyśmiana, wyszydzona.
Jeśli o Tobie mówią, oznacza, że Twoje życie jest dla nich bardziej pasjonujące niż ich własne. A to chyba jedynie komplement, prawda? Wielu ludzi chciałoby zrobić coś, na co nigdy się nie zdobędzie. A Ty?