Nienawidzę Twoich oczu, które tlą się ogniem piekła.
Nienawidzę barwy głosu, która growlem mnie urzekła.
Nienawidzę Twej próżności, która z moją się pokrywa.
Nienawidzę Twego śmiechu, co w półdźwięku się urywa.
Nie chcę zrywać cierni z krzewu, które ranią moje dłonie.
Nie chcę patrzeć jak się rodzisz, gdy w tle moja dusza płonie.
Nie chcę słyszeć słów zabójczych, arszenikiem zabarwionych.
Nie chcę czytać zjaw emocji diablim gestem uwieńczonych.
Pragnę zdławić ten niepokój, który tchnąłeś w moje serce.
Pragnę zniszczyć tę namiętność, która pali białe wieńce.
Pragnę pamięć pchnąć w niemapięć, co by dała spokój duszy.
Pragnę sprzedać żal po Tobie, by mieć pewność, że nie wzruszy.
Chociaż nadal tkwię w agonii.
Chociaż ginę w morskiej toni.
Chociaż nadal romantycznie...
Chociaż ginę nielirycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz