Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

sobota, 6 lutego 2010

sixty fifth

"Zacznę pisać kolejny rozdział", bo taki właśnie rozpoczyna się w moim życiu. Nie sądziłam, że to tak proste, wystarczyło tylko zamknąć jedną kwestię. Może dwie... zmierzyć się ze strachem. Tak... bo to własnego strachu bałam się najbardziej. Strachu, że coś może się zmienić i nie podołam temu. A chodziło jedynie o stawienie czoła temu, co sprawia ból. Jak ręką odjął, ból zniknął, wraz z nim żal, smutek, agonia, częste wybuchy złości i nadmiar stresu, przeradzający się w paranoję. Jeden dzień, właściwie jeden wieczór, a jeszcze tyle przede mną nowych dni, wieczorów, bez zbędnych, dławiących mnie wspomnień. Irracjonalnych wspomnień. Odkryłam, że potrafię pogodzić się ze zmianami, a to, co sprawiało mi ból było właściwie urojeniem, bym nie miała uczucia pustki. Wolałam czuć coś, cokolwiek, choćby miało być to negatywne i tak wpływać na moją psychikę. Przepełnia mnie tak niezwykła i niezmierna radość, że sprostałam swoim dziwnym problemom emocjonalnym. Jeden gest ku mnie spowodował, że wszystko to rozprysło się, jakoby bańka mydlana. Zdjęło ze mnie cały ciężar... czuję się tak lekko... zwiewnie. Przyjemnie. Znów mogę malować, pisać, rozmawiać i uczyć się na błędach :) Ta jedna noc była dla mnie jak Katharsis. I pragnę pamiętać ją do końca życia.

Życie jest cudowne, moi kochani ! I zaczęła się nowa era...

Brak komentarzy: