Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

niedziela, 28 lutego 2010

seventy first

C'est moi. Nocnym jestem stworem,
Co wybudza się po zmierzchu.
Jam jest tym, co przed wieczorem,
Czując księżyc już na wierzchu,
Budzi w sobie ciemne moce,
Aby z martwych godzin powstać.
Niosąc śmierć, przemierzam noce,
Ludzką przybierając postać,
Choć nadludzką siłą władam.
Śnię oczyma otwartemi,
Życiu zaś powieki składam.
-Sen pokłada mnie do ziemi.
-Życiem włada Ja liryczne,
Tak się dzieje, jak je piszę.
Sen, barwiony ironicznie,
Martwą wemń zasiewa ciszę.
Ze snu co noc się wybudzę,
Żeby poczuć się bezpiecznie,
By, gdy trudem snu się znudzę,
Żyć w ciemnościach nocnych wiecznie.
Gdyby życiem jawił sen się,
Gdyby koszmar w sen się zmienił,
Może bym nie żyła we śnie,
Może w dzień bym wyszła z cieni...

poniedziałek, 22 lutego 2010

seventyth

Postanowiłam, że muszę znaleźć jakieś sensowne ujście dla całej mojej negatywnej energii. Tyle osób, zdarzeń, rzeczy mnie prowokuje do irytacji, że nie jestem w stanie się hamować :/. Wiadomo, że każda cierpliwość ma granice, a ja, chociaż jestem cierpliwa bardzo, to także wybuchowa. Tak, niestabilna emocjonalnie, jak większość kobiet, tylko podejrzewam, że one potrafią odetchnąć kilka razy i uspokoić się w krótkim czasie. U mnie taki stan opętania trwa stosunkowo długo, choć czasami chwilowo się maskuje, by znowu dać się sprowokować i wydostać. Pisanie nie zawsze wystarcza, malowanie mogłoby grozić wyrzuceniem sztalugi przez okno. Mieszkając w bloku, nie da się nawet wydobyć z siebie dźwięków, których nikt raczej wolałby z moich ust nie słyszeć. Czasem przydałaby mi się kabina dźwiękoszczelna, miękko obita, w której mogłabym się rzucać na wszystkie strony i wykrzykiwać niecenzuralne słowa, bez obaw, że ktoś mnie za to zbeszta. Może box? Samoobrona? Taniec? Może po prostu osoby, które tak uwielbiają mnie denerwować, dałyby sobie spokój na pewien czas i pozwoliłyby mi odetchnąć nieskażonym nienawiścią powietrzem? Najczęściej tylko głośne 'kurwa' załatwiłoby chwilowe wzburzenie. Najgorsze, nie mieć wpływu na źródło zdenerwowania. Gdy osoba irytująca jest poza naszym zasięgiem, nie ma możliwości złamania jej karku, pobicia, obrażenia czy zignorowania ku własnej satysfakcji.
Tak bardzo chciałabym mieć w pokoju pianino, na które mogłabym przelać wszystkie swoje troski... Jedna melodia, druga, trzecia... i negatywna energia wnika w klawiaturę, wydając z siebie kojące dźwięki.
Nienawidzę nienawidzić, wkurwia mnie nagminne wkurwianie się, jestem bezradna wobec swej bezradności, a irytujący mnie ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mnie irytują... i ranią.

piątek, 19 lutego 2010

sixty nineth

Gdybym miała do wyboru...
Iść przez życie bez honoru
Albo ludzi mijać bokiem,
Darząc wszystkich zgórnym wzrokiem...
Chyba honor bym oddała,
Podłóg okiem ocierała,
Co by człowiek z nizin boskich
mógł uniżać mnie bez troski...
Cóż poradzę, że nad wszystko
Cenię sobie towarzystwo...?
Alem cham i Panią z lokiem
Minę wzgardą, przejdę bokiem.
Władcę Lustra, 'altruistę',
Minę, wręcz z pogardy czystej,
No, a 'Boga w długim włosiu',
Rzucę na pożarcie łosiu,
Mijać nawet go nie zdzierżę.
Tyle z uniżenia wierszem.

_____________
-------------

A Jaśniepana, który raczy innych słowem o mojej osobie, proszę... by raczył dalej. Wszak zasłużyli...

poniedziałek, 15 lutego 2010

sixty eighth (haiku)

Miłości kwiecie
Rozkwieć mi się wiosennie.
Nostalgio! Zamilcz.

niedziela, 14 lutego 2010

niedziela, 7 lutego 2010

sixty sixth

Pożegnaj. Zamknij swe oczy.
Zatańczysz z Diabłem tej nocy.
Zapiszesz myślą na ścianie,
Co z twej jasności zostanie.

I żegna. I oczy zamyka.
Niepokój i bojaźń umyka.
Diabelski mrok ją owłada,
Tem, wieniec z włosów jej spada.

Złóż się piekielnym mocom,
Co do cię przybyły nocą.
Zaklinam cię, Diable bez twarzy,
Co tak o wieńcu jej marzy:

-Ognistym okryj ją płaszczem,
Niech ją po tłowiu głaszcze.
Piekielno subtelnym zaklęciem
Zabij w niej dawne dziecięcie.

I wieniec z jej włosów usycha.
Ona szatańską woń wdycha,
By Diabłu zaprzedać duszę.
-Dlaczego?-spytasz; -Bo muszę.

sobota, 6 lutego 2010

sixty fifth

"Zacznę pisać kolejny rozdział", bo taki właśnie rozpoczyna się w moim życiu. Nie sądziłam, że to tak proste, wystarczyło tylko zamknąć jedną kwestię. Może dwie... zmierzyć się ze strachem. Tak... bo to własnego strachu bałam się najbardziej. Strachu, że coś może się zmienić i nie podołam temu. A chodziło jedynie o stawienie czoła temu, co sprawia ból. Jak ręką odjął, ból zniknął, wraz z nim żal, smutek, agonia, częste wybuchy złości i nadmiar stresu, przeradzający się w paranoję. Jeden dzień, właściwie jeden wieczór, a jeszcze tyle przede mną nowych dni, wieczorów, bez zbędnych, dławiących mnie wspomnień. Irracjonalnych wspomnień. Odkryłam, że potrafię pogodzić się ze zmianami, a to, co sprawiało mi ból było właściwie urojeniem, bym nie miała uczucia pustki. Wolałam czuć coś, cokolwiek, choćby miało być to negatywne i tak wpływać na moją psychikę. Przepełnia mnie tak niezwykła i niezmierna radość, że sprostałam swoim dziwnym problemom emocjonalnym. Jeden gest ku mnie spowodował, że wszystko to rozprysło się, jakoby bańka mydlana. Zdjęło ze mnie cały ciężar... czuję się tak lekko... zwiewnie. Przyjemnie. Znów mogę malować, pisać, rozmawiać i uczyć się na błędach :) Ta jedna noc była dla mnie jak Katharsis. I pragnę pamiętać ją do końca życia.

Życie jest cudowne, moi kochani ! I zaczęła się nowa era...

środa, 3 lutego 2010

sixty fourth

Zemsty krwawy, słodki smak
Obezwładnił ciebie tak,
Że cię ślepi zawiść własna,
Co współczucia wszystek zgasła.
Truje serce własny jad.
Gdy uśmiercasz, wtedyś rad,
Choć radości w tobie mało.
Zmarła dusza, Zmarłe ciało.
Choć ziem martwą stopą gładzisz,
Dóbr doczesnych wiel gromadzisz.
Trumną Słońca gasisz blask,
Gdy poranka słyszysz wrzask.
Jedno, co ci pozostało,
Marnić to, co życie dało.
Jedne zwłoki gnasz drugimi,
Krwi zlewając lśniącem kłymi.
Ludzkiem grasz, jak talią kart,
Mój Lestacie de Lioncourt.
Choć wampira czujesz zew,
Ludzka w tobie drze się krew.
Łańcuch bólu znasz, jak człek,
Cóżeś setny przetrwał wiek...