Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

ninety eighth

Podobno jestem kobietą. Świadczą o tym różne czynniki... ale dlaczego jako kobieta nie umiem dogadać się i w pełni zrozumieć innych kobiet? Czemu niektóre ich zachowania są dla mnie abstrakcyjne? Przecież powinnam umieć wczuć się w rolę koleżanki, analizować pewne fakty podobnie, interpretować zachowania innych w podobny sposób. A tu, jak to się mówi, zonk. Lepiej rozmawia mi się z płcią przeciwną, dogaduję się z mężczyznami po koleżeńsku bez większych problemów i jestem w stanie lepiej przyswajać informacje o ich nastroju, przyczynach zmartwień... Nawet męskie czarne myśli stają się dla mnie bardziej oczywiste niż damskie. Sama często płaczę, zamartwiam się niepotrzebnymi rzeczami, nadinterpretuję, zwłaszcza, gdy chodzi o moją drugą połówkę. Jednakże takie zachowania trwają u mnie bardzo którko i szybko wracam do codzienności. Czasem tylko po dłuższym okresie roniąc łzy nad cieniem przeszłości... Dlaczego mam takie trudności z empatią w kierunku kobiet? To daje mi do zrozumienia, że potrafię być osobą nieczułą, niewrażliwą na cierpienie innych pań. Przykre i przed chwilą doprowadziło mnie do łez przez pewną zaistniałą sytuację. Są dni, kiedy potrafię oddać całe swoje szczęście dla innej osoby, ofiarować cały swój wolny czas, dać się zalać wszystkimi pesymistycznymi myślami drugiej drugiego człowieka, odbierać wszelkie mroczne, a nawet i samobójcze sentencje, które zazwyczaj mnie również prowadzą w dół... i siedzieć z człowiekiem w tym dole. Tylko, że nie jestem w stanie w żaden sposób mu pomóc, ba, jestem w tym utwierdzana... jaki więc sens ma siedzenie w tym dole? Czasem już po prostu nie potrafię współczuć, nie daję rady żałować. To właśnie wpędza mnie w poczucie winy i daje obraz mnie jako osoby bezdusznej. A przecież jestem wrażliwa... Czyżbym uodporniła się na niektóre informacje? Może na problemy niektórych osób. Na dłuższą metę człowiek przyzwyczaja się do różnych bodźców i coraz słabiej je odczuwa. Tak jak z gorącą wodą w kąpieli. Chwila szoku termicznego, ból, potem ból słabszy, aż w końcu przyjemne ciepło. Tylko czy to uodpornienie jest czymś tak złym? Niezrozumiałym?
Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie. Czy ja również potrafię tak długo płakać nad swoimi problemami innym, żeby odebrać ludziom wszystkie pozytywne myśli i sprawić, by czuli się winni za to, że są szczęśliwi? Niektórzy kojarzą mi się z Dementorami...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bądź szczęśliwa.