Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

środa, 17 września 2008

first

Znowu sama, porzucona przez tchórza. Nie miałeś nawet odwagi, by przyznać się, co jest we mnie nie tak, co nie podoba Ci się aż tak bardzo, że udawałeś związek. Wykorzystałeś chwilę mojej słabości do Ciebie, wykorzystałeś mnie. Bałeś się powiedzieć w twarz, że to koniec? Właściwie chyba nigdy się nie zaczęło. Argument? Miałam tabuny chłopaków, których zmieniam co zachciankę. Prawda? Że miałam ich w rzeczywistości tylko dwóch. No i jeszcze Ty... Frajer, który z pewnością nie zalicza się do rasy mężczyzn. A może właśnie idealnie do nich pasujesz? Sama już nie wiem, czy typowy mężczyzna to twardy, suchy, zepsuty do szpiku kości arogant? Mówiłam, że to w Tobie lubię, Twoją arogancję, samouwielbienie i pychę.
Czarna prawda,
Złote kłamstwo...
Nie potrafię żyć z kimś, kto pozuje ślepemu Bogu do zniszczonej fotografii.
Ty nie potrafisz zaakceptować faktu, że potrzebowałabym odrobinę uwagi.
Więc właściwie bez słowa, bez odrobiny tłumaczeń znikasz.
Widzisz też jednak, ze potrafię bez tego żyć...
Nie mogę znieść tylko faktu, że byłam taka głupia. Dałam się ponieść sztucznemu losowi, który podrzuca mi kłodę, gdy tylko pragnę zbliżyć się do szczęścia. Zsyła mi on żmiję, która kąsa. Nie? Fakt. Los podkłada mi owoc cisu, który z zewnątrz jest piękny, czerwony niczym miłość, miękki i słodki, jak wata cukrowa. Co dalej? Rozgryź pestkę. Dowiesz się, jednak nikomu nie zdołasz opowiedzieć o tym, co zobaczyłeś, a nikt nie dowie się, dlaczego Cię nie ma.

Kurtyna Twego teatru opada,
scena płonie świtem,
A ja z oczu zmywam sen...

Brak mi pocałunków, uścisków, czułych słów... Nie Twoich, bo Ty mi ich nie dawałeś. Jego. Ale co Ty możesz o tym wiedzieć?

Brak komentarzy: