Gdy Ci to śpiewam, u mnie pełnia lata.
Gdy to usłyszysz będzie środek zimy...

piątek, 1 czerwca 2012

Okropna niespójność. Wybaczcie...

Właśnie naszła mnie pewna myśl... Mówi się o tym w różnych kontekstach, ale nadal nie mogę uwierzyć, że to prawda. Czy można się przyzwyczaić do czegoś, co się kocha tak bardzo, że pomimo znacznego uszkodzenia, wad nie zauważa się, kiedy ta rzecz staje się elementem codzienności? Przedmioty są rzeczą materialną i posiadanie któregoś konkretnego nie powinno ingerować w nasze życie lub stać się jego częścią... bo to tylko głupia rzecz. Człowiek ją zrobił i człowiek może ją zniszczyć. Co sprawia, że na przedmioty przelewamy swoje uczucia? Może to takie przedmioty, które wiążą się z jakimiś sytuacjami, relacjami, z konkretnymi osobami? Jedne darzymy większym uczuciem inne mniejszym. Wolisz stracić dobrą koleżankę niż ulubiony sweter z dziurą wyżartą przez mole, który zrobiła na drutach twoja babcia?
Mam taką bluzkę. Na ramiączkach, ze ślicznym różowym żółwiem. Nosiłam ją, kiedy byłam mała. Obecnie dałaby radę ujść jedynie za biustonosz niż za bluzkę, ale nigdy jej nie wyrzucę. Kocham tę bluzeczkę. Dostałam ją kiedyś od mamy i nosiłam ją kiedy tylko mogłam. Dlaczego jestem do niej tak przywiązana? Nie noszę jej od dawna, ale wciąż budzi we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa, których nie oddam za nic w świecie.
Mam też pierścień. Z Władcy Pierścieni... Jest ze mną... od liceum, więc stosunkowo długo, ok 5 lat. Miałam obsesję noszenia go dzień w dzień i nie mając go na palcu czułam się zaniepokojona, przygnębiona, naga. Trwało to dość długo... ale dziś noszę go tylko, kiedy zakładam komplet biżuterii. Z domu nie wyjdę tylko bez obrączki, ale pierścień...? Gdybym go zgubiła, pomartwiłabym się chwilę, popłakała może 5 minut. Ale czym się różni od bluzeczki? Drugiej takiej nie znajdę nigdzie na świecie. To moja bluzka, od kogoś, kto był ze mną od chwili narodzin (a nawet i wcześniej) i jest zawsze, kiedy tego potrzebuję. Są na niej ślady użytkowania, jest rozciągnięta, a żółw już odrobinę się sprał, ale jest moja. I nikt na świecie nie ma takiej samej. Pierścień może mieć każdy kto kupi go w odpowiednim czasie na tej samej aukcji :)
 Dlaczego jeszcze można się tak łatwo przywiązać do czegoś, co nie żyje? Może to idiotyczne, ale...
Kiedy czuję się samotna, siedzę sama w ciemnym pokoju, zamknięta w czterech ścianach liczę, że ktoś zaraz sobie o mnie przypomni, lubię być otoczona przez swoje ulubione przedmioty. Przez pluszową fokę, Misia z różową czapką zamiast jednego uszka, troszkę zniszczoną już mechanicznie bransoletkę... Te rzeczy kocham tak bardzo, ponieważ wiążą się z kimś tak ważnym, że gdy diabeł przykryje je ogonem potrafię przerzucić cały dom. Dosłownie cały, żeby tylko je odnaleźć. A skoro już wspomniałam o tym Kimś Ważnym... Może odbiega to od całości tematu, od notki, ale chciałabym, żeby wiedział, że jest dla mnie najważniejszy. Czasem nasze zdania się nie pokrywają, czasem rozumujemy nieco inaczej, nie zawsze potrafimy zaakceptować niektóre sytuacje... Pamiętamy o wszystkim, o tych przyjemnych momentach i tych które Nas ranią, ale powiedziałam już raz coś, co chciałabym powtórzyć każdemu. Człowieka nie ocenia się na podstawie tego, co zrobił w życiu źle, bo upadek zdarza się każdemu, ale po tym, co robi dobrego, ponieważ to nie każdy potrafi. Te prawdziwie cudowne chwile są znacznie rzadsze niż te neutralne czy niemiłe, dlatego musimy nauczyć się pamiętać szczególnie je, te najprzyjemniejsze. I te nieprzyjemności zawsze się zdarzają, choćby nie wiem jak się starać. Są częścią dnia, a nawet i tłem. Lecz w ciągu jednego, całkowicie do ciemnej dupy dnia pojawiają się cenne dary, drobiazgi, które trzeba wyłapywać i na nich budować światopogląd. A my... tych przecudnych chwil mamy razem tak wiele, że za każdym razem, gdy mówię, że Cię kocham kręci mi się w oku łezka szczęścia, dzięki której czuję, że to wszystko dzieje się naprawdę.
O niektórych jednak rzeczach nie mogę już słuchać...
 I do kobiety, która swoje okropne wady przykrywa drobnymi niedoskonałościami faceta i hiperbolizując je  obwinia o rozpad związku... I do faceta, który nie może strawić niektórych zachowań swojej kobiety samemu będąc dalekim od ideału... I do żonki, która oskarża męża o zdradę na każdym kroku z powodu swoich niebotycznych kompleksów... I do mężusia, który po pysznym obiedzie przygotowanym przez żonę uważa, że ona już nic mu nie ofiarowuje... Zajrzyjcie wgłąb siebie i zastanówcie się, czego właściwie sami chcecie, a później zacznijcie oczekiwać od świata.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czego chcemy od życia, oto jest pytanie.